Wbrew serwowanej nam neogierkowskiej propagandzie Polska nie jest zieloną wyspą szczęśliwości, lecz raczej takim właśnie tupolewem: pozornie niemałym, ale z postsowieckimi narzędziami pokładowymi, częściowo tylko zmodernizowanym i zokcydentalizowanym, z kadłubem świeżo polakierowanym barwami narodowymi, by ukryć korozję, z ukrytymi wadami konstrukcyjnymi, lecącym w niebezpieczne strony.
Ale znowu nakarmiono nas tanim populizmem. Usłyszeliśmy, że państwo doskonale zdało egzamin, a wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. To świadczy nie tylko o tym, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego kraj znalazł się bez autentycznego przywództwa, ale też o tym, że obóz rządzący sam uwierzył w swoją propagandę i nie jest w stanie posługiwać się innym językiem jak język samouwielbienia.
Cały artykuł w Rzeczpospolitej (płatnej lub po zalogowaniu) |