Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
24 maja 2010
Czego się boi Tusk?
Rafał A. Ziemkiewicz
W pewnym sensie można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński już te wybory wygrał. W takim sensie, że sytuacja na pewno nie potoczy się tak, jak to planował Tusk jeszcze niedawno. Miało być tak: Lech Kaczyński, do szczętu opluty, ośmieszony i odarty z godności przez nagonkę ustawioną od Palikota i Wojewódzkiego po Bartoszewskiego, przegrywa wybory wysoko, PiS się wskutek tej klęski kruszy, duża część działaczy buntuje się przeciwko Kaczyńskiemu i wychodzi tworzyć inną formację albo przechodzi do zyskującej na znaczeniu Prawicy Rzeczpospolitej, głosy się rozpraszają...

...i w tym zamieszaniu PO − pod pozorem wymogów walki z kryzysem − przyśpiesza wybory parlamentarne i na następne cztery lata Tusk zyskuje władzę, jakiej nie miał w Polsce nikt od czasów Jaruzelskiego. Cztery lata takiej władzy to dosyć, żeby mógł ostatecznie wyczyścić służby specjalne, dorżnąć ostatnie niezależne od siebie media i, przy życzliwości coraz bardziej rozczarowanych demokracją w nowych krajach członkowskich stolic zachodnich, ugruntować w Polsce na dobre rządy oligarchiczne.

Teraz, po tragedii, jest już jasne, że nawet jeśli PiS wybory przegra, to nie miażdżąco. Nie rozpadnie się, przeciwnie, wzmocni i zyska dogodną pozycję do walki o parlament. A prawdziwa władza jest wszak, zgodnie z polską konstytucją, w parlamencie. PO, mając już wszystko, utraci swe uniwersalne alibi dla politycznego nieróbstwa, będzie też odpowiadać za wszystko, na czele z załamaniem budżetu, które w kontekście kryzysu euro staje się całkiem prawdopodobne. W efekcie można sobie wyobrazić zwycięstwo PiS za rok, nawet w takim wymiarze jak na Węgrzech.

Myślę, że ta właśnie perspektywa skłoniła Tuska, by odpuścić najbliższe wybory − niech tam Komorowski padnie, mała strata, krótki żal, prezydentura Kaczyńskiego będzie wszak nieustającą wojną jak za czasów Wałęsy, a Polacy tego nie lubią, rok wytrzymamy, za to potem wygramy większość konstytucyjną i nic nam nie będzie mógł zrobić.

Ale w ostatnich dniach Tusk najwyraźniej po raz kolejny zmienił zdanie, jednak zaczęło mu zależeć na belwederskich żyrandolach dla podwładnego. Dlaczego? Bo uświadomił sobie, że prezydentura Kaczyńskiego wcale nie musi być taką, jak się potocznie zakłada. Katastrofa zadziałała jak wielki reset, unieważniła wszystkie wizerunkowe obciążenia szefa PiS, i może on dziś nie tylko wygrać − może też, jako prezydent, demonstracyjnie okazywać PO w obliczu kryzysu gotowość współpracy, wręcz namawiać ją do reform, ponaglać, no, gdzie te projekty, przecież finanse się walą! A gdy nawet chłopcy Tuska jakiś projekt spłodzą (co wątpliwe, zważywszy, jak indolentni okazywali się dotąd), powiedzieć – no tak, reformujmy, ale dlaczego kosztem prostych Polaków? Ja jestem za reformami, ale nie tak, na to się nie zgadzam, nie umiecie tam przygotować porządnej reformy?!

A tego PO nie przetrwa. Do walki z Kaczyńskim awanturnym ma całą armię pomagierów i potężny arsenał propagandowych broni. Wobec życzliwego będzie bezradna.

Rafał A. Ziemkiewicz