Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 czerwca 2010
Job twoju mać, co teraz ze mną będzie?
o sytuacji w Smoleńsku opowiada członek załogi Jaka
Czy rosyjscy kontrolerzy ze Smoleńska mieli świadomość, że popełnili błąd? Po katastrofie tupolewa obsługa wieży kontrolnej wpadła w panikę. - Zapanował chaos - to dramatyczna relacja osoby z załogi polskiego samolotu jak, który wylądował w Smoleńsku krótko przed tragedią. Szef kontrolerów wybiegł z wieży i miotając przekleństwami, krzyczał: „Job twoju mać, co teraz ze mną będzie?! Boże, będę mieć kłopoty, wielkie kłopoty!”. W oka mgnieniu pojawili się wojskowi, którzy zabrali kontrolera, a polską załogę zamknęli na kilka godzin w jaku. Mogli odlecieć dopiero, gdy Rosjanie przywieźli nową obsługę wieży kontroli lotów.

– Cały czas jeszcze jestem w szoku i nie mogę dojść do siebie – relacjonuje nam osoba z załogi polskiego jaka-40, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku tuż przed maszyną z prezydencką delegacją. Nasz rozmówca był już przesłuchany przez polską prokuraturę. Opowiedział śledczym, co widział i słyszał na lotnisku w Smoleńsku. Prawo zakazuje mu ujawniania swych zeznań, bo śledztwo trwa, ale zdecydował się o tym opowiedzieć Faktowi, bo nie może pogodzić się ze zrzucaniem winy na załogę tupolewa.

– Ludzie muszą dowiedzieć się, jak to tam wyglądało. Bo teraz tylko wciąż słyszę, że winni są tylko polscy piloci. A tu, na lotnisku, z obsługą tego lotu, też działy się dziwne rzeczy, które trzeba wyjaśnić – tłumaczy nasz rozmówca.

– Po wylądowaniu cześć z nas stanęła przy pasie lotniska i czekała na tupolewa – opowiada świadek. Piloci wrócili do samolotu i przez radio rozmawiali z załogą prezydenckiej maszyny. – Oni wiedzieli od nas, że jest mgła i bardzo złe warunki, ale nie byli spanikowani – wspomina. Po kilkunastu minutach usłyszeli dźwięk nadlatującego Tu–154.

– Początkowo odgłos był całkowicie normalny, silnik pracował spokojnie. W pewnej chwili jednak dobiegł nas huk silnika, taki jak przy starcie, więc wiedzieliśmy od razu, że dzieje się coś złego. Po chwili usłyszeliśmy odgłos dwóch eksplozji, po nich jakieś głuche trzaski. I zapadła cisza. Byliśmy przerażeni, bo zdaliśmy sobie sprawę, że doszło do katastrofy.

Członkowie załogi Jaka ruszyli do stojących przy płycie Rosjan z obsługi lotniska. – Krzyczeliśmy do nich, że jest katastrofa, machaliśmy rekami, pokazywaliśmy, by tam natychmiast jechali. Że samolot się rozbił! Żeby nas zabrali, bo może trzeba ratować rannych, pomóc w ewakuacji – opowiada świadek.

– Rosjanie jakby niczego nie rozumieli. Dopiero gdy na nich nakrzyczeliśmy, wsiedli do samochodów i ruszyli w stronę, gdzie rozbił się samolot. Ale po chwili zawracali, bo tam było coś zagrodzone. Musieli jechać inną stroną. Gdy nas mijali, pytaliśmy, czy coś wiedzą, co z tupolewem? Jeden z nich przez otwarte drzwi auta rzucił nam: „Odlecieli”. Nic z tego nie rozumieliśmy.

Gdy auta rosyjskiej obsługi w końcu odjechały, z wieży wybiegł kontroler, głośno przeklinając. – Krzyczał, że będzie miał straszne kłopoty, wielkie problemy. Łapał się za głowę, zakrywał rękami twarz, biegał w kółko i powtarzał, co z nim będzie, że takie straszne kłopoty będzie miał – opowiada nam członek załogi jaka. Kontrolera dobrze zapamiętał, bo wyglądał na bardzo starego człowieka, ze zniszczoną, nalaną, mocno czerwoną twarzą.

– Boże, jacy ludzie tu pracują, pomyślałem – wspomina nasz rozmówca. – Po chwili przez okno wieży wyjrzał człowiek w zielonym mundurze. Wybiegł i zabrał tego kontrolera. Wojskowi zamknęli zaraz wieżę, a nam kazali wrócić do jaka. Nie było z nimi żadnej dyskusji. Kazali i już. Zamknęli nas na kilka godzin w samolocie – relacjonuje.

Załoga jaka musiała pozostać w zamkniętej maszynie. Nie pozwolono im wyjść, nikt nie chciał niczego im powiedzieć o losie załogi i pasażerów prezydenckiego samolotu. – Rosjanie powiedzieli nam, że czekamy na nowego kontrolera, którego ściągają, byśmy mogli odlecieć. Dopiero jak go sprowadzili, dostaliśmy pozwolenie na wylot – mówi nam świadek.

Polska prokuratura wystąpiła do Rosjan już dwukrotnie z wnioskami o pomoc prawną, bo nasi śledczy chcą przesłuchać kontrolerów ze Smoleńska i obsługę lotniska. Ale mimo ponagleń, na razie nie ma rosyjskiej odpowiedzi. Nie wiadomo też, gdzie jest szef zmiany kontrolerów, który zaledwie 3 dni po katastrofie oficjalnie odszedł na emeryturę. I zniknął...

Magdalena Rubaj

fakt.pl - Co teraz ze mną będzie


Poznamy prawdę i dowiemy się, co naprawdę mówili piloci i rosyjscy kontrolerzy lotów. Wkrótce poznamy nowy stenogram nagrań z kabiny tupolewa, w którym zniknie większość nieodczytanych fragmentów. Zapewniają nas o tym polscy specjaliści, którzy właśnie biorą się za odczytywanie zapisów z prezydenckiego Tu-154. – Jesteśmy w stanie usunąć większość szumów, które zajmują jedną piątą zapisu z kabiny pilotów – mówi Faktowi Jerzy Dolecki, ekspert od fonoskopii, czyli rozszyfrowywania nagrań. To wybitny specjalista – to on rozszyfrowywał głos Lwa Rywina (65 l.) na taśmach Adama Michnika (65 l.).

Cały artykuł w Fakcie

Mówi Stanisław Błasiak, wieloletni pilot PLL LOT, doświadczony w lotach na Tu-154. - Jeżeli padła komenda "odchodzimy", to pilot powinien dać pełny ciąg silnikom i samolot powinien zacząć się wznosić. Zamiast tego nastąpiło zwiększone opadanie. To rodzi pytanie, czy w momencie zwiększenia ciągu nie nastąpiła awaria silnika, która mogła doprowadzić do uszkodzenia układu sterowania. Taki mechanizm wystąpił w dwóch katastrofach samolotów Ił-62 PLL LOT, które miały podobne silniki.

Nasz Dziennik - Na tysiąc tupolewów 60 uległo awarii