Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
24 czerwca 2011
Fascynujace życiorysy Polaków rozsianych po świecie
czyli "back to books"

Znajomi muzycy reklamowali niedawno swój koncert pod hasłem „Back to Bach”. Ja moją recenzję powinnam więc chyba zatytułować „Back to Book”. Wróciłam bowiem do czytania książek! Stał się cud! Było kilka takich lat w moim życiu, kiedy sądziłam, że już nigdy więcej nie zasnę słodko z książką wypadającą mi z rąk. Nic, tylko internet i internet i komputer! Ale oto niedawno, już w nowym domu, (po upiornej przeprowadzce) w zakurzonym pudełku natrafiłam na krążki z archiwalnymi nagraniami z Radia SBS. Było tam m.in. zrealizowane przeze mnie słuchowisko o naszej genialnej Polce, Marii Skłodowskiej Curie. Nagrałam je w 1998 roku na podstawie książki „Życie Marii Curie”, za zgodą autorki, amerykańskiej pisarki Susan Quinn. W czasie rozkładania książek na regały natknęłam się na inną książkę o Marii Curie. Była to wydana w 2005 r. książka Denisa Briana „The Curies. A Biography of the Most Controversial Family in Science”.

Przygotowując moje stare słuchowisko do internetowej publikacji, zaczęłam - ze zrozumiałym zainteresowaniem - wertować książkę Briana wydaną w 10 lat po wydaniu tamtej. Wieczór w wieczór klękałam przy łóżku, aby czytać kolejne rozdziały książki o Marii, jej mężu, o jej córkach i zięciach, a nawet wnukach. Kiedy zamknęłam przeczytaną już książkę powiedziałam do męża: „wiesz, bardzo przeżyłam to spotkanie z rodziną Genialnej Marii; zdaje mi się, że byłam w gościnie u Rodziny Curie przez kilka tygodni, że wszystkich dobrze poznałam, że się z nimi zaprzyjaźniłam. Tyle Nobli w jednej rodzinie! Nie tylko Maria i Pierre, ale też Irena i Fryderyk Joliot...ale też mąż Ewy Curie, który dostał Nobla za swoją działalność w UNICEF”.

Książka o Rodzinie Curie nie była ostatnią w moim życiu. W dzień później poczta przyniosła mi paczuszkę z Polski, a w niej książkę.... w której było o mnie! Więc jak tego nie czytać? Tytuł bardzo zachęcający: „ Fascynujące życiorysy Polaków rozsianych po świecie. Ci, o których powinnismy pamiętać”. Redaktorem książki jest prof. Elżbieta Mycielska-Dowgiałło, rektor Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin w Warszawie. Jest to już druga pozycja w tej serii. Pierwsza ukazała się mniej więcej rok temu. W tomie pierwszym, który Autorka mi przysłała, były opowieści z różnych stron świata, w tym o australijskiej poetce Ludwice Amber oraz światowej sławy astronomie (pochodzenia polsko-australijskiego) profesorze Ryszardzie Wielebińskim. Zarówno Ludwikę, jak i Pana Ryszarda dobrze znałam. Był taki okres, że prof. Wielebiński (mieszkający w Bonn) co najmniej raz w roku pojawiał się w Sydney, pięknie łącząc udział w światowych konferencjach z odwiedzinami u coraz bardziej starzejącego się ojca - i wtedy porywałam go na kilka godzin do studia Radia SBS. Wielka to była dla mnie frajda podróżować po kosmosie w tak wyśmienitym towarzystwie!

Nie minęło kilka miesięcy od wydania I tomu, a skontaktowała się ze mną prof. Mycielska-Dowgiałło, proponując włączenie mego emigracyjnego życiorysu do nowej książki. Początkowo wzbraniałam się, bo brakowało mi czasu i koncentracji (dwa „etaty”, jak to nazywam: Puls Polonii oraz festiwale). Pani Profesor przedłużyła mi termin. Sumienie nie dawało mi spokoju. Któregoś dnia siadłam do komputera myśląc sobie tak: jeśli pójdzie mi jak z płatka i napiszę od ręki, to OK, ale jeśli będzie szło opornie, to sorry, rezygnuję. Poszło!

I oto dotarł do mnie egzemplarz autorski. Przeglądam spis treści. I znów opowieści z różnych stron świata, w tym aż trzy z Australii i jedna z Indonezji. Do „fascynujących życiorysów Polek rozsianych po Australii” Mycielska-Dowgiałło zaliczyła pianistkę Krystynę Niemotko, pedagoga Mariannę Łacek i dziennikarkę Ernestynę Skurjat-Kozek. Działalność oświatowa Marianny jest mi dobrze znana, obserwuję ją od lat; życiorys Marianny poznałam dokładnie robiąc przed laty wywiad-rzekę z okazji przyznania jej „Złotych Orłów”. Mimo to z ciekawością przeczytałam „Moje wspomnienia” i obejrzałam archiwalne zdjęcia, w tym zrobione w Bieszczadach w 1965 roku. Zawsze się trafi na coś nowego, interesującego.

Prof. Mycielska-Dowgiałło o swych książkach i promocji tomu II

We wspomnieniach Marianny dominują oczywiście refleksje oświatowe, ale równie cenne są rozważania socjologiczne, jak na przykład te o drugim pokoleniu, second generation. „Zastanawiało nas, że młodzi wykształceni ludzie, wychowani w polskich domach, potrafiący zupełnie nieźle mówić, a nawet czytać i pisać po polsku, nie chcieli nawet słyszeć o włączeniu się do polskich organizacji, które niegdyś zakładali ich rodzice czy dziadkowie (...) Nie bardzo pojmowali też polityczny sens działania organizacji polskich. Jako małe dzieci brali udział w akademiach rocznicowych – recytując patriotyczne wierszyki, „szli uwalniać nasze Wilno i Lwów”. Parę lat później spotykali się na studiach z rówieśnikami pochodzenia ukraińskiego, litewskiego, czy białoruskiego, którzy przedstawiali im polityczny podział Europy z zupełnie odmiennej perspektywy.” (s. 115).

W tomie II znajdujemy sylwetki następujących osób:
* Janusz Rusinek * Teresa Machel *Marianna Łacek * Krystyna Niemotko * ks. Stanisław Wrześniewski * Ernestyna Skurjat-Kozek * Karmelitanki bose na Syberii *Krystyna Jaworska * Leszek Starkel * Tadeusz i Wanda Lesisz.

Z równym zainteresowaniem przeczytałam „List spod Krzyża Południa” Krystyny Niemotko, którą też znam „od zawsze”. Był nawet taki czas, że byłyśmy sąsiadkami. (Gdzie te piękne czasy, kiedy cała „kolonia” Polaków mieszkała w Lane Cove, wokół malowniczego Helen Park. Niemotkowie, Wieczorkowie, Siedleccy, Kuligowscy, Duchnowie i kupa innych znajomych!) O Krystynie wiedziałam to co najważniejsze, że jest znakomitą pianistką, i że była adiunktem na warszawskiej Akademii Muzycznej, gdzie u boku słynnego chopinologa, prof. Jana Ekiera brała udział w edycji „Dzieł Wszystkich Chopina”...że kocha odmawiać różaniec i należy do grup modlitewnych.

Na pianinie zaczęła grać, jako 9-letnie dziecko. Wrocław, 1947 rok. „Nie miałam jeszcze instrumentu. Ćwiczyłam... na stole. Moja nauczycielką gry na fortepianie była nieoceniona prof. Maria Turnau. To ona potrafiła pogłębić zainteresowanie muzyką. Po 3 miesiącach ćwiczenia na stole dowiedziałam się, że Rosjanie stacjonujący pod Wrocławiem przenoszą się do NRD i mają pianino na sprzedaż. Nic nikomu nie mówiąc, poszłam sama do ich obozu i załatwiłam kupno instrumentu. Dziwili się trochę, że taka mała dziewczynka sama załatwiła transakcję, ale obiecali przywieźć go za tydzień. Po powrocie do domu oświadczyłam, że kupiłam pianino, które będzie u nas za kilka dni, a tylko proszę o zapłacenie. Rodzice byli zdumieni, że sama potrafiłam to wszystko załatwić. Wtedy uwierzyli, że moja determinacja grania jest czymś naprawdę poważnym, nie tylko przelotną zachcianką.” (138-139).


Okładka tomu II

I jeszcze jedna piękna scenka, przedstawiająca Krystynę już jako eksperta badania jakości dźwięku fortepianów. Otóż „będąc stypendystką Fundacji Johnsonów, zostałam zaproszona do wybrania jakiegoś bardzo dobrego fortepianu. Razem z panią Barbarą Johnson i Waldemarem poszlismy w Nowym Jorku do ogromnego salonu, w którym stało kilkanaście Nowych „Steinway’ów”. Był to dla mnie niemal koncert, bo musiałam wszystkie sprawdzić od strony dźwiękowej, do żadnego z nich jednak nie nabrałam stuprocentowego przekonania. W pewnym momencie zobaczyłam jeszcze jeden fortepian, stojący osobno i przykryty stylową kapą. Zaczęłam na nim grać. Miał tak piękny dźwięk, że go od razu wybrałam. Sprzedawca powiedział z żalem w głosie, że jest bardzo drogi (...) Pani Barbara była tak zauroczona brzmieniem tego fortepianu, iż zdecydowała się na jego kupno. Tak też za kilka dni instrument został przewieziony na Jasną Polanę do nowej rezydencji państwa Johnsonów w stanie New Jersey. Wtedy przekonałam się, że nawet „Steinway”, najlepsza marka fortepianów koncertowych, może mieć tak znaczne różnice dźwiękowe.” (139).

Cóż pisać o Ernestynie? Już sam tytuł mówi za siebie: „Mount Kosciuszko- Dach Australii”. Na temat Kościuszki było już tyle w Pulsie Polonii, że chyba możemy spokojnie przejść do następnej opowieści.

Ksiądz Stanisław Wrześniewski : „Trzydzieści trzy lata na misjach w Indonezji”. Egzotyczna Indonezja jest naszym bliskim i wielkim sąsiadem. A ile o niej wiemy? zwłaszcza o społeczności katolickiej otoczonej muzułmanami? Praca misjonarza polegała często nie na siedzeniu „na parafii”, ale wiecznym wędrowaniu, na odwiedzaniu odległych wiosek. Opowiada , że w roku 1987 pracował wyjątkowo ciężko. W sumie miał 37 wiosek do opieki duszpasterskiej i 5 tysięcy wiernych. „Starałem się, żeby w każdej wiosce była kaplica, gdzie wierni mogliby sie spotykać na modlitwie, jak również z odwiedzającym ich księdzem. W parafii Ampah zbudowałem 17 kaplic, a 3 wyremontowałem (...)Jeżeli parafianie przykładali się do pracy, kaplica powstawała w pół roku. Przeciętnie były to baraki o wymiarach 10 m x 6 m. Ze względu na dużą liczbę wsi mogłem je odwiedzać nie częściej niż raz na dwa miesiące. Na ogół dojeżdżałem do nich motocyklem".(171)

Ks. Wrześniewski opisuje m.in. gospodarkę rabunkową w dorzeczu rzeki Barito. W tamtejszej dżungli wyrąbywano ogromne drzewa, często o srednicy 2 m. Wywożono je na brzeg, gdzie budowano z nich tratwy składające się z kilkuset pni. Wskutek wyrębu ginęło co roku tysiące hektarów dżungli...skutkiem tego susze i powodzie. Ale gospodarka rabunkowa dalej trwa - firmy zajmujące się wyrębem kupują nowe połacie dżungli. Ani ekologowie, ani władze jakos się tym nie przejmują - wspomina misjonarz.

Począwszy od 1990 r. kościół katolicki w Indonezji przezywał ciężkie chwile. Grupy islamskich fanatyków chciały pokonać wyznawców Chrystusa. Ponad 400 kościołów zostało spalonych bądź zburzonych, zamordowano ponad 2 tysiące chrześcijan.

A potem przyszło to najgorsze. Kiedy Indonezję nawiedziło w 2004 roku trzęsienie ziemi, a potem tragiczne w skutkach tsunami, ks. Wrzesniewski akurat leżał w szpitalu. Na szpitalnym telewizorze oglądał ten kataklizm przez 2 tygodnie....słuchał też opowieści o cudownie uratowanych ludziach. W mieście Acieh stał na wysokim pagórku hotel, który z plażą połączony był dwukilometrową drogą asfaltową. W hotelu hodowano dwa słonie jako atrakcję dla gości. W dniu tragedii słonie pobiegły na plażę i położyły się w wodzie wśród plażowiczów. Kiedy na każdego z nich wsiadło po kilka osób, słonie pobiegły do hotelu. Były to jedyne osoby, które z tysięcy plażowiczów zostały uratowane.

Praca misjonarza była taka, że kapłan nie miał czasu myśleć o swoim zdrowiu. Ks. Wrzesniewski od ponad 30 lat cierpiał na niegojącą się ranę uda. Wielokrotnie przebywał w szpitalach, nic to nie pomagało. W roku 2005 powrócił do kraju, zamieszkał w Górce Klasztornej – tam, gdzie rozpoczynał swą misyjną drogę. W roku 2009 otrzymał wiadomość, że w szpitalu na Jawie zmarł jego przyjaciel ks. Marian Wiza. W 2 dni po uroczystym pogrzebie, ks. Wrześniewski odmawiając brewiarz poczuł, że ktoś jest przy nim. „Spytałem się: „To ty, Księże Marianie”? – Wtedy poczułem dotknięcie jego reki, pogłaskał mnie po plecach, a mnie po całym ciele przeszedł przyjemny prąd (...) Gdy zmieniałem opatrunek na nodze, zobaczyłem, że rany stały się suche i w niektórych miejscach pojawiły się nowe komórki skóry. Od tego momentu moje rany na nodze zaczęły się naprawdę goić. Obecnie pozostało już tylko 5% niezagojonych miejsc. (...) Jestem przekonany, że ks. Marian jest już w niebie. Dziękuję Bogu, że dał mi tę łaskę, że mógł mi wyleczyć nogę, która bezskutecznie była leczona przez lekarzy przez ponad 35 lat.” (177).

Serdecznie zachęcam do przeczytania „Fascynujących życiorysów Polaków rozsianych po świecie”. Dzięki inicjatywie prof. Mycielskiej-Dowgiałło mamy szansę ujrzeć całą Ziemię w perspektywie dokonań polskiej emigracji – jest nas tyle milionów żyjących poza Krajem. Nie próżnujemy, bo nam „chce się chcieć”, a nasze osiągnięcia są wspólnym dorobkiem ludzi, którzy na tej planecie pracują dla dobra drugiego człowieka. Jak to kiedyś napisał Zdzisław Grabowski w wierszu „Trzy serca, trzy drogi i jedna tęsknota” o Kosciuszce, Strzeleckim i Blumie: im chciało się chcieć. Ostatnia zwrotka, niczym motto, pasuje jak ulał do serii zainicjowanej przez prof. Mycielską-Dowgiałło.

Oto troje ludzi – z Polskiej ziemi wiara.
Najwięksi z Rodaków. Im się chciało chcieć!
Czy trzeba dziś prosić, by każdy się starał
Pamięć o nich w sercach już na zawsze mieć...

Ernestyna Skurjat-Kozek


Okładka tomu I

Rok temu ukazał się już pierwszy tom książki pt. "Ci, o których powinniśmy pamiętać. Fascynujące życiorysy Polaków rozsianych po świecie". Znajdujemy tu następujace sylwetki: * Elżbieta Rufener-Sapieha - fundatorka Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin i pozostałych Szkół Przymierza Rodzin jak i innych wielu innych inicjatyw społecznych w Polsce (Szwajcaria),
* Prof. Anna Wierzbicka – wybitny filolog, profesor Uniwersytetu w Canberra,
* Bogdan Puławski - hydrogeolog, współtwórca wielkiej międzynarodowej firmy COWI (Dania),
*Ludwika Amber - poetka, pisarka i tłumaczka (Australia)
* Agnieszka Buda-Rodriquez – wielokrotnie nagradzana pisarka (Kanada)
* Ks. Suwała – zasłużony w działaniach na rzecz ratowania Polaków i Żydów w czasie drugiej wojny światowej (Włochy)
* Prof. Józef Lityński – geograf, klimatolog, profesor Uniwersytetu Québec à Trois-Rivières (Kanada)
* Prof. Ryszard Wielebiński – wybitny radio-astronom, odznaczony trzema doktoratami honoris causa (Niemcy)
* Karmelitanki bose – polskie siostry na Islandii (Islandia).

Książki w tej serii można nabyć w kraju zamawiając je drogą internetową swpr@swpr.edu.pl za zaliczeniem pocztowym, w cenie 30 zł.Osoby mieszkające poza granicami Polski mogą nabyć książkę wpłacając na podane konto równowartość 12 euro: Szkoła Wyższa Przymierza Rodzin w Warszawie,93 1600 1127 0003 0122 8388 1001; Fortis Bank Polska SA.