Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
29 czerwca 2010
Biskup Ryczan versus arcybiskup Życiński
Marek Baterowicz
W ostatnich tygodniach doszło do mimowolnego starcia dwóch jakże odmiennych poglądów i postaw. Oto biskup kielecki Kazimierz Ryczan w homilii wygłoszonej z okazji święta 3 Maja ośmielił się ocenić obecną sytuację w Polsce, ale co gorsza wyraził zupełnie inną wizję dziejów od Życińskiego. W przeciwieństwie do arcybiskupa lubelskiego nie twierdził, że Armia Czerwona przyniosła nam wolność, lecz nazwał okupację sowiecką po imieniu, bez owijania w bawełnę. Po prostu przedstawił stan faktyczny z tamtych lat, co nie wymaga szczególnego tłumaczenia rodakom jako tako pamiętającym stalinizm.

Tymczasem arcybiskup Życiński w kwietniu raczył zabrać głos na temat stosunków polsko-rosyjskich, w związku ze smoleńską katastrofą. Wyraził ufność w śledztwo prowadzone za miedzą, a ponadto stwierdził, że Armia Czerwona przyniosła Polakom wolność i wezwał nas do pielęgnowania grobów radzieckich żołnierzy, rozsianych po kraju. Apel może humanitarny, ale - rzucony w kilka dni po tragedii prezydenckiego samolotu - był raczej dysonansem. Nie była to odpowiednia pora na podobny apel, w dodatku okraszony fałszowaniem historii. Żołnierze radzieccy nie byli wyzwolicielami, oni szli na Berlin „po swoje”, a Stalin z góry planował aneksję całej wschodniej Europy, zagarnięcie jej pod władzę Kremla.

Polska w tym powojennym łupie była naturalnie najcenniejszym skarbem, ale też najtrudniejszym do spacyfikowania. Dlatego Armia Czerwona wstrzymała ofensywę na Warszawę, czekając cierpliwie aż Niemcy rozprawią się z Armią Krajową, która mogła stawić Rosjanom o wiele poważniejszy opór niż podziemie już rozbite. Sowieci czekali nawet do końca dewastacji Warszawy, dokonywanej przez Niemców po Powstaniu.

Z pewnością to Jan Paweł II na spotkaniu z młodzieżą ( 2 czerca 1997) najtrafniej określił tamtą sytuację : „Armia Czerwona przyniosła Polsce ni tylko wyzwolenie od hitlerowskiej okupacji, ale także nowe zniewolenie (…) Lata panowania nowej władzy były dalszym ciągiem znęcania się nad Polakami. Nowi panujący uczynili wszystko, ażeby ujarzmić naród, podporządkować go sobie pod względem politycznym, ideologicznym i ekonomicznym.” ( koniec cytatu).

Z powyższego wynika, że to biskup kielecki Ryczan ma rację. Słowa Wojtyły całkiem jednoznacznie popierają jego ocenę lat powojennych, a zarazem negują sądy arcybiskupa Życińskiego, żywiące się jakimś koniunkturalizmem, a może też wynikające z zarzucanej mu współpracy ze służbami PRL-u. Sprawę teczki Życińskiego zręcznie utopiono, lubelski książę Kościoła może chodzić w glorii, a dodatkowym jej powodem jest to, iż bywa częstym gościem na łamach „Gazety Wyborczej”. Jest w związku z tym nazywany czasem żartobliwie „kapelanem” tego pisma.

Natomiast biskup Ryczan jest tępiony przez gazetę Michnika, który jeszcze w latach 90-tych ( po okrągłym stole) mawiał : „Nie można dorosłemu społeczeństwu opowiadać, że ono żyło pod sowiecką okupacją” (!). A niby dlaczego nie ? Dlaczego ukrywać prawdę o naszych dziejach ? Ta postawa dyktuje też wielką niechęć Michnika do Instytutu Pamięci Narodowej, a po homilii majowej biskup Ryczan stał się symbolem katolickiego…ciemnogrodu! Ba, odważył się wskazać na współczesne zagrożenia ze strony Rosji, ale wcześniej uczynili to szefowie państw Europy Wschodniej, zebrani w Pradze po podpisaniu przez Obamę nowej umowy z Rosją na temat rozbrojenia.

Nie wywołało to takiej wrzawy jak wypowiedź Ryczana, może dlatego że mówił on też o sprawach mogących zirytować Michnika. Wspomniał np. śp.Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta, który walczył o pozycję Polski w Unii Europejskiej. Mówił też, że ( w świetle nowej ustawy) IPN nie będzie już bronił prawdziwej pamięci narodowej, a że przerażeni funkcjonariusze zakłamania z PRL mogą spać spokojnie oraz że od nowa musimy walczyć o duszę narodu. Za te wypowiedzi biskupa Ryczana zaatakowała więc „Gazeta Wyborcza”, tabloid „Echo Dnia” oraz politycy SLD. W obronie hierarchy natomiast wystąpiły Kluby Inteligencji Katolickiej. Doszło zatem jakby do starcia nomenklatury z inteligencją.

Na marginesie wspomnianych tu różnic między Ryczanem a Życińskim można zadać sobie pytanie o stan Kościoła w Polsce. Skąd tak diametralnie różne opinie w obrębie członków Episkopatu ? Odpowiada na to częściowo prymas Glemp w wywiadzie udzielonym dla „Newsweeka”, a przedrukowanym tydzień temu na tych łamach. Glemp tłumaczy, że demokracja wyraża się i w wielogłosowości, bo dzisiaj każda diecezja ( a nawet parafia) może wydawać własny tygodnik. Kościół polski nie ma zatem wybijającego się lidera, stanowi raczej umacniającą się kolegialność. Wyznaje też, że błędy Kościoła w ostatnich dwóch dekadach płyną z tego, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Takim truizmem nie wypada jednak, a nawet nie da się wyjaśnić błądzenia – o wiele bardziej skomplikowany jest mechanizm przyczyn. Nie trzeba jednak bawić się w suflera, nawet jeśli prymas zapomniał swej roli.

Natomiast wypada sprostować jedną z jego wypowiedzi, dotyczącą „Solidarności” z lat 1980/81. Glemp mówi o tym, że przywódcy „Solidarności” ( myli ich czasem z KOR-em!) bywali u niego, prosząc o poparcie dla zasadniczych zmian. Prowadzący rozmowę z prymasem sugeruje, że może chcieli siłą zmienić ustrój (!), a Glemp połyka sugestię, zapominając że nie była możliwa żadna zmiana ustroju w drodze użycia siły, albowiem takiej siły „Solidarność” ani nie miała, ani nie zamierzała użyć. Jej przywódcy stale akcentowali tzw. samoograniczanie rewolucji, hamowali a nie wzywali do konfrontacji. Mimo brutalnych represji w Bydgoszczy, „Solidarność” odwołała strajk generalny. I to jest jednym z dowodów, że nie dążyła do konfrontacji, próbując za to powoli demokratyzować ustrój.

Było to jednak niemożliwe, albowiem istnienie ustroju PRL łączyło się w sposób oczywisty z dyktaturą jednej partii. Z realizacją systemu opisanego przez Orwella w powieści „1984”, dlatego też jedyną wartościową lekcją dla „Solidarności” był bierny opór w stylu Gandhiego. Niestety, nawet to było zagrożeniem dla totalitarystów, stąd na ulice wytoczono czołgi, by ratować upadający reżim. Siłą przedłużyli swą agonię o niemal całą dekadę, w zamrażalnikach idei. A Kościół dał się skusić pomysłem okrągłego stołu, bo przecież wszyscy jesteśmy grzesznikami (!?), nie biorąc pod uwagę warunku uprzedniej skruchy. Gdyby przeprowadzić lustrację, pewnie by się wyjaśniły owe zasadnicze różnice w poglądach biskupów, a również zwykłych proboszczy.

Prymas Glemp jednak ( ani Dziwisz) idei lustracji nie poparli, sprawę załatwiono w diecezjalnych komisjach historycznych. Ostatecznie to historia est magistra vitae…Szkoda tylko, że czasem tworzą ją nieukończeni magistrzy z teczkami TW w archiwach… Marek Baterowicz