Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 lipca 2010
Wybory w cieniu katastrofy
Jan Lopuszanski
Wybory prezydenckie przebiegają w cieniu katastrofy katyńskiej. Co to znaczy? Czy jest to tylko problem szacunku dla tych, którzy oddali swe życie? Czy może żalu i współczucia? Zapewne też. Może jest to problem rachunku sumienia tych, którzy z uporem tworzyli zniekształcony wizerunek byłego prezydenta RP, aby po jego tragicznej śmierci nagle ujawnić to, co wprawdzie wiedzieli, ale nie pokazywali, bo nie pasowało do tworzonego przez nich obrazu jednostronnie negatywnego? Katastrofa smoleńska kładzie się cieniem na wyborach. Idzie przede wszystkim o jej dalekosiężne skutki dla państwa.

Trwa śledztwo. Badane są różne przyczyny katastrofy. Czy był to błąd pilota, czy wieży? Może skutek wad urządzeń technicznych? Badana jest nawet podobno ewentualność zamachu terrorystycznego. I nikt z badających nie zająknie się nawet, że jeżeli był to zamach, to nie jakiś tam zamach terrorystyczny, tylko zamach stanu albo agresja sił zewnętrznych wymierzona przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, albo jedno i drugie. Te możliwości nie zostały wykluczone, ale nie zostały też nazwane przez przedstawicieli polskiego rządu i prokuratury, a śledztwo powierzono obcemu państwu. Prawda najwyraźniej ma nie wyjść na jaw.

Śmierć licznych wysokich urzędników państwa wykorzystano do pospiesznego obsadzania opuszczonych stanowisk, nie czekając nawet na wynik przyspieszonych wyborów prezydenckich. Zadbano za to, by zablokować procedury wyjaśniające prowadzone w kancelariach tajnych podległych zmarłemu prezydentowi i jego politycznym współpracownikom. Słusznie boją się cienia katastrofy smoleńskiej ci, którzy podejmują takie działania. Dla wielkiej liczby Polaków poparcie kandydatury brata Lecha Kaczyńskiego jest najprostszym sposobem przerwania tego ciągu zdarzeń, który rozpoczął się pod Smoleńskiem.

Atrapa państwowości

Powiedzmy to wyraźnie. To, co stało się po katastrofie smoleńskiej, jest gorsze niż sama katastrofa. Oto okazało się, że państwo polskie zachowuje się jak atrapa, której istnienie być może ma służyć uśpieniu czujności Polaków, jeśli chodzi o obronę praw Narodu i realizację wolnych polskich dążeń. Trwa proces roztapiania Polski w różnych międzynarodowych mgławicowych strukturach, różnych uniach i sojuszach, starych i nowych. Przestrzenią obrony przed tym zjawiskiem są wybory prezydenckie. Jeżeli prezydentura Jarosława Kaczyńskiego sprawi, że procesy tego rozmywania państwowości polskiej zwolnią choć na chwilę, to już to będzie jakimś pożytkiem. Polacy, którzy tak pojmują dobro Polski, nie kalkulują dziś politycznych korzyści. Nie przeprowadzają też rozważań programowych. Nie jesteśmy przecież tak naiwni, by nie zauważyć, że ten kluczowy problem - międzynarodowego statusu Polski - w ogóle nie wypłynął w kampanii wyborczej. To nie przypadek. Pamiętamy, kto nawoływał do akcesji do Unii. Pamiętamy, kto parafował i kto podpisywał, i kto ratyfikował traktat lizboński. Pamiętamy, kto zlekceważył prośby o referendum w sprawie tegoż traktatu. Tu nie ma istotnych różnic między kandydatami, którzy przeszli do drugiej tury wyborów. To znamienne, że pytania wyraźnie postawione przez przedstawicieli opinii publicznej zostały przemilczane. Większość różnic pomiędzy kandydatami to różnice drugo- i trzeciorzędne.

Te naprawdę istotne sprowadzają się do sprawy remanentów po służbach specjalnych PRL, do spraw teczek, lustracji i oczywiście do oceny skutków katastrofy smoleńskiej. Krótko mówiąc: kto kogo? Popieramy Jarosława Kaczyńskiego, bo nie chcemy losów naszego państwa zostawiać w rękach Bronisława Komorowskiego i sił, które już wyłaniają się zza jego pleców, oraz tych, które wyłonić się mogą.

To nie znaczy, że nie widzimy, jaki kierunek wyznacza kampania wyborcza Jarosława Kaczyńskiego. Z perspektywy gry o głosy wyborców jest oczywiście niezwykle racjonalna. Skoro poparcie prawego skrzydła ma on zapewnione, to walczy o głosy politycznego centrum. Skoro w pierwszej turze wyborów nastąpiło wyraźne przesunięcie sceny politycznej na lewo, zabiega o głosy lewicy. Czyniąc tak, nie boi się (i słusznie) utraty poparcia wyborców, którzy, nie zgadzając się z nim nawet w fundamentalnych kwestiach, i tak go poprą - bo tego wymaga dziś rachunek dobra Polski. Nie ze względu na zalety Kaczyńskiego, ale ze względu na niebezpieczeństwa dla Polski związane z jego kontrkandydatem. Co Jarosław Kaczyński uczyni po wyborach? Czy uzyskane poparcie wykorzysta dla dobra Polski, dla realizacji celów prawdziwie polskich? Czas pokaże. Zostanie sprawdzone, czy nie mamy do czynienia z jeszcze jednym nadużyciem cudzej przyzwoitości.

Co jest istotnym celem polskim?

Chcemy Polski niepodległej i suwerennej. Wiemy oczywiście, że we współczesnym świecie dominują dążenia do zniesienia państw narodowych i zastąpienia ich globalną wieżą Babel, a nawet do zniesienia samych narodów i ich kultur. Takie dążenia dominują też na kontynencie europejskim. Znamy poglądy osób, które poddając się tym trendom, sądzą, że we współczesnym świecie budowanie ładu politycznego w oparciu o prawa narodów mija się z celem. Przewidujemy nieuniknioną ruinę tych szkodliwych dążeń. Nie wiemy tylko, kiedy to nastąpi i za jaką cenę. Chcemy bronić Polski przed tymi patologiami. Ponieważ wobec światowego zasięgu tych mechanizmów nie jest możliwa obrona praw pojedynczych narodów, chcemy polityki polskiej podejmującej współdziałanie z innymi narodami dla obrony praw narodów we współczesnym świecie. Chcemy polityki polskiej, czyli realizowanej dla dobra Polski, a nie w imię międzynarodowych utopii i żądań. Chcemy wyprzeć z instytucji polskich wpływy agenturalne.

Chcemy polityki polskiej gwarantującej przestrzeń niezagrożonego rozwoju dziedzictwa kultury polskiej, czyli naszego własnego sposobu życia. Zwłaszcza w najgłębszym, tj. duchowym nurcie naszej kultury. Chcemy polityki polskiej, czyli polityki wiernej prawdzie o człowieku, który jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Chcemy zatem w życiu naszego państwa pełnego poszanowania prawa naturalnego, które wyrasta z prawdy o człowieku. Wolności, także tej politycznej, pragniemy nie dla swawoli, nie dla spełniania zachcianek, ale dla wypełniania powołań, które przed wszystkimi swoimi dziećmi stawia sam Bóg. Chcemy też ocalenia materialnych źródeł naszej wolności - powstrzymania rabunkowej wyprzedaży polskich dóbr. Chcemy windykacji rzeczy polskich zawłaszczonych w ostatnich latach z nadużyciem i obejściem prawa. Chcemy ochrony polskich miejsc pracy. Chcemy rozwoju polskiego systemu kapitałowego, a nie dominacji obcych kapitałów opakowanych w polskie nazwy. Chcemy takiego rozwoju polskiej gospodarki, by szukanie pracy na obcych rynkach nie było przymusem ekonomicznym. I chcemy zachowania złotego. Tak, chcemy współpracy z innymi narodami, zwłaszcza europejskimi. Jednak współpracy uczciwej, którą potrafimy odróżnić od prób zawłaszczania Polski, jej dóbr i praw - dokonywanych przewrotnie pod pozorem integracji.

Tego chcemy. Te cele nie zmienią się bez względu na wynik wyborów prezydenckich czy znacznie głębsze od nich zawirowania historii. Wiedząc, że droga do tych celów jest bardzo trudna, chcemy dziś uczynić w tym kierunku tylko jeden krok. Poprzez głosowanie w wyborach, aby spełnienie tych celów nie zostało odwleczone przez nasze własne zaniedbanie. Zadecydują obecni. Czy ten, którego dziś popieramy, istotnie przyczyni się do realizacji tych celów? Zobaczymy. Nie miejmy też złudzeń. Nad Polską wisi cień katastrofy większej niż smoleńska. To perspektywa całkowitego poddania Polski siłom zewnętrznym, aż do likwidacji odrębnych instytucji polskich, które nie spełniają dziś swoich polskich powołań. Nie zapominajmy, że to już było; że ci, którzy sprawując urzędy w Rzeczypospolitej, sami przyczyniali się do nakładania na Polskę kajdan obcych, głośno opowiadali o swej rzekomej trosce o Polskę. Uważajmy.

Jan Łopuszański

Jan Łopuszański - polityk, poseł na Sejm w latach 1989-1991, 1991-1993, 1997-2001, 2001-2005. Był członkiem sejmowych komisji: Spraw Zagranicznych i do spraw Unii Europejskiej. Wykłada stosunki międzynarodowe w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.