- Kiedy usłyszałem o powstaniu tzw. Ruchu 10 Kwietnia, ciarki przeszły mi po plecach. Już samo wykorzystanie w nazwie daty katastrofy smoleńskiej wydało mi się niebezpiecznym balansowaniem na krawędzi dobrych obyczajów oraz bezsensownym i niepotrzebnym zgiełkiem nad pamięcią i grobami ofiar. Jednak rzeczywistość okazała się o wiele gorsza - pisze na swoim blogu w Onet.pl Aleksander Sopliński z PSL. Poseł dodaje, że sobotnie spotkanie ruchu na Placu Piłsudskiego to "kupczenie śmiercią".
W sobotę członkowie Ruchu 10 Kwietnia zorganizowali happening w Warszawie, podczas którego zaapelowali do rządu o sprowadzenie do Polski wszystkich szczątków prezydenckiego TU-154, który trzy miesiące temu rozbił się pod Smoleńskiem. Ruch chce również powołania niezależnej międzynarodowej komisji, która zbada przyczyny .
"Aktywiści" tego "ruchu" spotkali się (...) i odprawili rytuał w stylu skrzyżowania jakiegoś makabrycznego obrzędu voo-doo i mało smacznego skeczu kabaretowego z elementami czarnej mszy lub pogańskich guseł. Całość ociekała bluźnierczą groteską zanurzoną w dusznych oparach absurdu - opisuje Aleksander Sopliński.
- (...) W powietrzu powiewały transparenty z hasłami o politycznym mordzie itp. Do tego śpiewano hymn Polski, a z magnetofonu odtwarzano wywiad Antoniego Macierewicza z PiS. Nikt nie przejął się tym, co mogły czuć rodziny ofiar i ich bliscy pogrążeni we wciąż żywym bólu, oglądając tę żałosną farsę będącą złamaniem wszelkich granic dobrego smaku. Sam na pokładzie rozbitego samolotu miałem kilku przyjaciół i poczułem się nieswojo. A jak mogły poczuć się dzieci, rodzice i małżonkowie ofiar? - pyta się poseł.
Według polityka tylko jeden z transparentów oddawał prawdziwą intencję "tego dziwacznego obrzędu". - Było na nim napisane "PO TRUPACH DO WŁADZY", co trafnie odzwierciedlało motywy organizatorów – pisze poseł PSL.
Więcej: Blog polityczny Aleksandra Soplińskiego
gazeta.pl
onet.pl
|