Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
18 lipca 2010
600. rocznica Bitwy pod Grunwaldem
Piotr Plisiecki, esk . Foto Paweł Gospodarczyk

POLECAMY UWADZE NAUCZYCIELI! Na Polach Grunwaldzkich odbyły się obchody z okazji 600. rocznicy zwycięstwa wojsk polsko-litewskich nad siłami Zakonu Krzyżackiego. W uroczystościach udział wzięli: prezydent-elekt Bronisław Komorowski, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, prezydenci Litwy, Mołdawii i Rumunii. W inscenizacji batalii uczestniczyło od 150 do 200 tysięcy osób, w tym dwa i pół tysiąca rycerzy.

Multimedialne oblicze obchodów. SUPER! Cała seria wideospotów do oglądania. Znakomity materiał na lekcje w szkołach sobotnich!

Mega-bałagan po uroczystościach."Bitwa wielka, horror większy".rp.pl

Relacja z pierwszych godzin uroczystości - Polskie Radio

O bitwie pod Grunwaldem mówią przede wszystkim cztery teksty źródłowe o charakterze mniej więcej kronikarskim. Po pierwsze, tzw. Cronica conflictus, tekst powstały być może już w 1411 roku, będący swoistym skrótem innego, obszerniejszego, przygotowanego w celu wygłoszenia uroczystego kazania w rocznicę grunwaldzkiej bitwy. Po drugie, relacja Jana Długosza zawarta w jego "Rocznikach" powstałych w drugiej połowie XV wieku. Po trzecie, tzw. kontynuacja "Kroniki pruskiej" Jana Posilgego z pierwszej połowy XV w. oraz, po czwarte, powstały w drugiej połowie XVI wieku tzw. Latopis Bychowca. Żadne z nich nie przedstawia jednak grunwaldzkiej bitwy w sposób wyczerpujący, jednoznaczny i bezsporny. Oznacza to, że wiele szczegółów (nawet tych bardzo istotnych dla przebiegu bitwy) do dzisiaj nie jest nam znanych i podejmowane przez historyków próby odtworzenia wydarzeń tamtego dnia mają raczej charakter hipotetyczny. Może dzień tej bitwy wyglądał właśnie tak...

Zacznijmy od tego, że był to wtorek, 15 lipca 1410 roku, święto Rozesłania Apostołów. O świcie mokrymi drogami po nocnej burzy ogromny, poskręcany wąż wielotysięcznej armii Polski i Litwy przesuwał się na wschód, a potem na północ w stronę wsi Ulnowo, nad jeziorem Łubień. Tu, prawdopodobnie po to, by wszyscy zbrojni mogli dojść w okolice czoła pochodu, zatrzymano się i rozbito obóz. Wiadomo było, że gdzieś niedaleko na zachód lub północ, może tuż za lasem porastającym wzgórza po lewej stronie pochodu, mogą już być Krzyżacy. By nie dać się zaskoczyć, o co w gruncie rzeczy nie było wcale tak trudno, król Jagiełło wysyła stale zwiadowców, którzy w przypadku ujrzenia wrogiej armii mają go natychmiast o tym informować.

Ufając relacjom źródeł, które dotrwały do naszych czasów, możemy chyba zaryzykować stwierdzenie, że pojawienie się wojsk polskich i litewskich na zachód od Ulnowa (czyli patrząc od strony stanowisk krzyżackich - od lewej strony) zaskoczyło Krzyżaków. Świetnie wiedzieli, że Jagiełło z wielką armią idzie na północ, drogą na Frygnowo, Gierzwałd i Ostródę, a potem w kierunku stolicy Zakonu, Malborka. Pierwszą próbę przejścia na północ już 10 lipca Krzyżacy zatrzymali pod Kurzętnikiem; polskie wojska wycofały się wówczas aż do Działdowa i stamtąd ruszyły znów na północ, właśnie w tę okolicę, drogą przez Dąbrówno, jakby na Frygnowo i Ostródę.

Wielki mistrz Ulryk von Jungingen jest świetnym wodzem. Pod Kurzętnikiem planował wciągnąć polsko-litewską armię w bitwę, podprowadzić wrogie wojska jak najbliżej swoich armat, kuszników i przygotowanych przeszkód (zamaskowanych "wilczych dołów"), a następnie zasypać gradem strzał i "diabelskimi" armatnimi kulami, by skłębionych w pułapce zgnieść uderzeniem ciężkiej jazdy. Być może Jagiełło odkrył plan swego przeciwnika i w bitwę wówczas wciągnąć się nie dał. Było jednak pewne, że wielki mistrz będzie chciał swój plan wprowadzić w życie, jeśli nie teraz, to przy najbliższej bitewnej okazji. Dlatego też po zaznaczeniu swojego marszu przez Dąbrówno, król polski chciał skłonić Krzyżaków do przygotowania swoich stanowisk bojowych, na które jednak uderzy... z drugiej, niespodziewanej strony, od południowego wschodu!

Przecież Krzyżacy będą oczekiwać wojsk polsko-litewskich na drodze idącej od zachodu, prowadzącej z Dąbrówna przez Samin do Stębarku. Przed Stębarkiem rozciągają się pola, na których będzie można rozegrać krwawy bój, tam właśnie Krzyżacy ustawią się, czekając na wrogów. Ale oto właśnie po złupieniu Dąbrówna armia Jagiełły znów się cofa! Zamiast na północ rusza na wschód.

Rycerze z całej Europy

Krzyżacy dowiedzieli się, że wojsko Jagiełły stoi w lasach, za linią wzniesień łączącą Łodwigowo i Stębark. Na tej linii rozciąga się wielka armia Zakonu Krzyżackiego. Najpierw patrzą w stronę tych lasów gardziele bombard, czyli ówczesnych armat, za nimi stoją kusznicy i łucznicy. To oni mają zasypać sprowokowanych do uderzenia wrogów strzałami, potem się rozstąpią i przepuszczą ciężką jazdę, która dokona dzieła zwycięstwa. A tymczasem "wróg" ustawia się na linii lasu i na okolicznych polanach. Polskie, litewskie, ruskie, tatarskie oczy śledzą ruchy Krzyżaków, patrzą na pękate cielska armat, na pole, które wypadnie przebiec pod deszczem strzał... Czekają w gotowości na sygnał do walki i wciąż liczą. Starczy naszych na pokonanie tego wojska? Lecz jak tu liczyć, kiedy ludzi jak piasku na rzecznym brzegu! Jak ogarnąć wzrokiem całość wojska, jeśli stoi ono na linii ciągnącej się przez blisko dwa i pół kilometra! A przecież to tylko pierwszy szereg! Ilu jest ich z tyłu?

Zakon zgromadził na dzisiejszą bitwę ogromną armię, przez setki lat historycy będą spierać się, ilu liczyła ludzi - czy było tylko 16 tysięcy konnych, 5 tysięcy pieszych i tyleż samo czeladzi obozowej (razem około 25 tysięcy), czy raczej należy podnieść rachunek do 30 tysięcy albo i więcej...


Pod polskimi znakami

Patrzą po swoich szeregach polscy rycerze, trudno dokładnie liczyć chorągwie między drzewami, ale i nawet teraz widać, że nie będzie ich mniej niż krzyżackich. Najważniejsza to ta z ukoronowanym białym orłem w czerwonym polu, czyli wielka chorągiew ziemi krakowskiej, pod którą stoją najlepsi polscy rycerze, najbardziej doświadczeni w boju. Dowodzi nimi Zyndram z Maszkowic, współdowodzący także całym polskim rycerstwem. Chorągiew niesie Marcin z Wrocimowic herbu Półkozic, w pierwszym szyku stoją zaś między innymi Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima, Florian z Korytnicy herbu Jelita, Domarat z Kobylan herbu Grzymała, Paweł Złodziej z Biskupic herbu Niesobia czy Jaksa z Targowiska herbu Lis. Dalej znajduje się chorągiew z jagiellońskim złotym krzyżem podwójnym w błękitnym polu, przy niej dzielni rycerze, spośród których Jan Sumik z Nabroża przez lat szesnaście dowodził w służbie tureckiego sułtana. Potem mamy chorągiew nadworną z herbem Pogoń (w polu czerwonym mąż zbrojny na białym koniu), którą dowodzi Jędrzej Ciołek z Żelechowa herbu Ciołek, wśród rycerzy tej chorągwi walczyć będzie także Mikołaj Powała z Taczowa herbu Powała.

W którą stronę nie spojrzeć, świecą barwami polskie chorągwie. Stoją też chorągwie dwóch Piastów mazowieckich, książąt Ziemowita i Janusza, dwie chorągwie biskupie - arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Kurowskiego, biskupa poznańskiego Wojciecha Jastrzębca, oraz z ćwierć setki chorągwi rodowych, m.in. Rawitów, Leliwitów, Nałęczów, Porajów, Pobogów, Wieniawitów, Półkoziców, Toporczyków, Zadorczyków i wielu, wielu innych rodów przybyłych z ziem całej Korony Królestwa Polskiego. Co najmniej 50 chorągwi polskich może stanęło wtedy na polu bitwy i z 20 tysięcy jezdnych, dodajmy do tego z 15 tysięcy piechoty, zaciężnych i zbrojnych idących w pocztach. Dalej, chyba bliżej już wojsk litewskich, stojących bardziej na północ od polskich, bliżej już Stębarku powiewa jeszcze chorągiew św. Jerzego, pod którą walczyć będą zaciężni Czesi i Morawianie. Prawe skrzydło zajmuje 11 tysięcy Litwinów, Rusinów i Tatarów, pogrupowanych w 40 chorągwi, którymi dowodzi wielki książę Witold. Więc naszych jest chyba więcej niż Krzyżaków!

Sidła von Jungingena

Ale dość w końcu tych rozważań! Przecież także Ty, szlachetny Czytelniku, tak jak tamte tysiące zbrojnych pod Grünfelde, przybyłeś na krwawą i wzniosłą bitwę. Oczekujesz świetnego zwycięstwa po promieniejącej dzielnością, męstwem i szlachetnością bitwie. Zwycięstwa, w którym krzyżacka pycha i niesprawiedliwość, jak nigdy w dziejach, pęknie niczym suchy badyl pod ciosem naszych wspaniałych przodków! Świetnie rozumiesz więc zniecierpliwienie rycerzy, nerwowe dreptanie koni węszących bitwę, znużenie oczekiwaniem. Nie niepokój się, zaraz usłyszysz szczęk oręża, rzężenie zabijanych koni, krzyki ginących ludzi, rozpacz śmiertelnie zranionych!

Nerwowo robi się po obu stronach! Krzyżacy i ich sojusznicy nie przyszli przecież po to, by godzinami sterczeć przed pustym polem. Ich celem jest pokonanie pogan i ich sprzymierzeńców. Rośnie też zniecierpliwienie po polskiej i litewskiej stronie. Co sobie o nas Krzyżacy i ich europejscy goście pomyślą!? Wezmą nas za tchórzy?! Po cóż aż tu maszerowaliśmy - czy nie po to, by stoczyć z Krzyżakami walną bitwę, podejść jak daleko się da, a może nawet zdobyć krzyżacką stolicę?! Do boju! Bić się! Rozpoczynać! Słońce coraz wyżej, w końcu i dnia zabraknie...

Gdzie Jagiełło? Już dwóch Mszy wysłuchał! Może będzie i trzecia... Ktoś widział, jak król przejeżdżał w stronę pola bitwy, by ze wzgórza patrzeć na ustawienie krzyżackich wojsk, ale czy był już w zbroi? Miał hełm na głowie...? Są jakieś ruchy w polskich chorągwiach, niektóre przesuwają się bardziej na południe, bliżej Łodwigowa, może król coś planuje? Litwinów chyba tylko strach przed gniewem króla powstrzymuje przed uderzeniem. Co raz to wyrywają się z szeregów krzyżackich czy polskich harcownicy, którzy toczą śmiałe pojedynki przed frontem obu wojsk. Niektórzy z nich już pewnie zdążyli odnieść rany czy spaść z konia, ale wojska nadal muszą czekać na swoją kolej. Król ma zbroję na sobie, to na pewno znak, że zaraz się zacznie. Ale na kopię św. Jerzego, co się dzieje? Zamiast iść do boju, Jagiełło będzie teraz pasował rycerzy! Zniecierpliwieni do granic wytrzymałości rycerze z niedowierzaniem przekazują sobie wiadomość: ktoś powiedział, że tych do pasowania jest około tysiąca! Święty Stanisławie, miej nas w swojej opiece! Toż południe już blisko, a my jeszcze nawet kopii nie pochyliliśmy...

Bohaterowie Grunwaldu! Bądźcie cierpliwi. Jeszcze tego nie wiecie, ale już od kilku godzin uczestniczycie w bitwie! To prawda, wasze miecze są ciągle bezczynne, konie skubią trawę, topory wciąż tkwią za pasami, ale bój się toczy! To, w czym bierzecie udział, to nie tylko bitwa wojsk polsko-litewskich z Krzyżakami. To przede wszystkim bitwa Władysława Jagiełły z wielkim mistrzem Ulrykiem von Jungingenem! W tej bitwie jako pierwszy zaatakował wielki mistrz, planując taki, a nie inny przebieg starcia wojsk. Wielki mistrz zastawił sidła i czeka, król, wiedząc o nich, także czeka, krzyżując tym samym plany Ulryka. Kto zrobi pierwszy ruch? Kto dokończy starcia dwóch wielkich wodzów?

Nadchodzi południe, Jagiełło, siedząc na bojowym rumaku, spowiada się przed swoim podkanclerzym Mikołajem Trąbą. Widać, jak dwaj heroldowie jadą od krzyżackiej strony, jeden ma strój herolda cesarstwa, drugi księcia szczecińskiego. Niosą dwa miecze - jeden ponoć od samego Ulryka, drugi od wielkiego marszałka Fryderyka von Wallenrode. Obraźliwymi słowy wzywają polskie i litewskie wojska do bitwy. Tymczasem odeszli harcownicy i wojska krzyżackie ustawiły się do ataku, ale cofają się nieco i ustępują pola w kierunku zachodnim. Heroldowie zapewnili, że Jagiełło i książę Witold mogą sami wybrać pole do stoczenia bitwy, w dowolnym miejscu. Teraz do bitwy mogą wkroczyć rycerze. Pozwólmy im wreszcie odśpiewać "Bogurodzicę".

Litwa ucieka

Kiedy Jagiełło dał znak do rozpoczęcia boju w obronie sprawiedliwości i udał się na pobliskie wzgórze, by stamtąd, chroniony przez kilkudziesięciu kopijników i otoczony najbliższymi doradcami, dowodzić bitwą, wojska Polski, Litwy, pułki smoleńskie, Tatarzy oraz Jagiełłowi sprzymierzeńcy ruszyli... Wielki mistrz Ulryk von Jungingen widzi ze swego miejsca rozpoczęcie ataku, dostrzega kolejne chorągwie wychodzące z lasu. Jednak udało się wciągnąć Jagiełłę w zasadzkę! Już łucznicy i kusznicy gotowi do strzału, działa zaraz odezwą się grzmotem. Dzieje się coś dziwnego. Prawe skrzydło wojsk królewskich znacznie wyprzedza lewe, gdy jazda polska dopiero rusza, już niektórzy Litwini i Tatarzy dobiegają krzyżackich pozycji. Zaledwie krzyżaccy łucznicy zdążyli ich strzałami urazić, ci już krwawo rozprawiali się z tymi, co stali przy działach, wybijają kuszników, łuczników i tumult wielki czynią.

Nadciąga polska jazda, a ci, co mieli ją ogniem i strzałami gnębić, we własnej krwi się pławią. Cóż z tego, że część Tatarów i Litwinów na różnych przeszkodach padła, cóż z tego, że część z nich leży martwa, ocalała reszta szybciej niż wicher zawraca i wciąga za sobą krzyżackich konnych, którzy widząc, co się dzieje, na ich spotkanie wybiegli. Ale ci "uciekinierzy" robią tylko miejsce nadciągającym litewskim i ruskim chorągwiom! Na lewym polskim skrzydle, jak potężna burza, nadciągają niczym już niezagrożone kopie polskich rycerzy! Więc jednak bitwa konnych! Na nic plany, armaty, zasadzki. Niech i konnica Zakonu także na Polaków uderzy! Najpierw trzask pękających w drzazgi kopii, potem łomot zderzenia i odgłos, jak zapisał Długosz, "jakby bijące w kuźniach młoty". Pracują wytrwale kowale wojny, krwawi żniwiarze. Ale jak długo tatarskie szable, litewskie miecze, baranie kożuchy, futrzane czapy, skórzane kaftany z rzadka kawałkami blachy wzmacniane mogą w takim ścisku wytrwać? Jak długo będą stawiać opór stalowym rycerzom na bojowych koniach, których zranić niepodobna... Słychać komendy do odwrotu, Tatarzy odskakują od wroga, Litwini za nimi, najpierw jeden, pięciu, dwudziestu, zrobił się popłoch, szyki zmieszane, trwoga o życie ogarnęła walczących i... rozpoczęła się straszna ucieczka! Krzyżacy oszołomieni sukcesem jeszcze mocniej naciskają uciekających Litwinów.

Klęska, klęska wojsk Witoldowych!

Pogoń za Litwinami rozciąga się szeroko, większe grupy uciekających pomykają w stronę lasu i mokradeł - tam musi być ich obóz! Zwycięscy Krzyżacy, chcąc dopełnić sukcesu, galopują za uciekinierami, by w zdobycznym obozie znaleźć jeńców, łupy i dowody zwycięstwa. Kiedy nasycą się już zdobyczą, powiążą jeńców, zagarną wozy i takim taborem wrócą za parę godzin w stronę własnego obozu, by wraz z tymi, co zostali jeszcze na polu bitwy, świętować krzyżackie zwycięstwo! I nie tylko oni rozgłaszają wokół sławę swej wiktorii. Oto sami Litwini, szczególnie ci, co nie dali rady uciec do obozu i musieli po bagnach i dalekich lasach się błąkać, w końcu po długim czasie dotrą na Litwę, gdzie staną się głosicielami klęski polskiej i litewskiej armii. Niektórzy będą nawet podawać się za świadków śmierci Witolda i króla Jagiełły... Ale to przecież wszystko nieprawda! Właśnie dzięki temu, że ci Krzyżacy, którzy zachęceni zwycięstwem na prawym polskim skrzydle ruszyli w swobodną pogoń za uciekinierami, nie byli w stanie wzmocnić tych współbraci, którzy w ciężkim boju ścierali się z polskim lewym skrzydłem, gdzie walczą najdzielniejsze zastępy rycerzy Królestwa. A nie było tu łatwo! Jagiełło, stojąc co prawda z boku, ale z wielkim trudem przez swoich przybocznych wręcz siłą przytrzymywany, rwie się do boju, widzi wszystko, wysyła dodatkowe, czekające jeszcze w lesie zastępy, głośno wydaje rozkazy (pod wieczór tak zachrypnie, że nie będzie można go zrozumieć!) i już nowe siły spadają na krzyżackie wojska.

Są wśród nich także zaciężni Czesi i Morawianie, którzy walcząc dotychczas na prawym skrzydle, uciekli do lasu. Nikt nie wie, czy potok uciekających ich porwał, czy dowódca ich zrobi to specjalnie (przekupiony?); faktem jest, że w Lesie Ulnowskim spotkał ich Mikołaj, podkanclerzy, i w ostrych słowach na powrót do boju wyprawił. Ruszyli dzielnie przeciw Krzyżakom, porzuciwszy dowódcę, który do końca życia będzie odczuwał skutki swej ucieczki (zamilczmy jego imię, choć jest nam świetnie znane; dodajmy tylko, że nawet własna żona, gdy do Czech po wojnie powrócił, za tę ucieczkę nie wpuszczała go do małżeńskiego łoża, więc biedak zmarł wkrótce ze zgryzoty). Jego ludzie jednak dzielnie walczą z Krzyżakami.

Ale i ci nie pozostają przecież bezczynni. I do nich dochodzą nowe oddziały, które siłą próbują przebić się jak najbliżej polskiej chorągwi z ukoronowanym orłem w czerwonym polu. To proporzec całego Królestwa. Zebrawszy się w sobie, uderzają na rycerzy przedchorągiewnych! Odparci, znowu próbują. Ponownie odepchnięci, raz jeszcze atakują - chorągiew Królestwa upada na ziemię! To początek klęski Polaków! Bez proporca zmieszają szyki, cofną się, rozpierzchną i ulegną zwycięskim Krzyżakom! Stanęli wokół zdobytej chorągwi zakonni rycerze i na chwałę Jednorodzonego Syna wznoszą do nieba śpiew napełnionej wielkanocnym tryumfem pieśni: "Christ ist erstanden...". Jednocześnie szybciej od pędzącego konia rozeszła się w obozie krzyżackim plotka o ucieczce z pola bitwy polskiego króla! To drugie grunwaldzkie "zwycięstwo" tego samego dnia! Lecz czy nie za wcześnie na tryumfy i myśli o chwale? Przecież bój się jeszcze toczy, jeszcze wiele wojska stoi w polskich i krzyżackich odwodach, jest jeszcze część Litwinów, którym udało się ujść krzyżackiemu pogromowi i przeniknąć do polskich stanowisk. Są jeszcze wspaniali rycerze specjalnie przydzieleni do obrony wielkiej chorągwi! Rzucają się na Krzyżaków, wydzierają z ich rąk dumną chorągiew z orłem (czy zrobił to Zawisza Czarny?), bezpieczną już w górę podnoszą - i bitwa trwa dalej, mimo trupów, zmęczenia, ran aż do kolejnego, tym razem już prawdziwego zwycięstwa.

Ostatnie uderzenie

Mija późne popołudnie, co jakiś czas pada deszcz, a walczący nie przerywają bitwy. Czy była to zasługa nowych sił przysłanych przez niemal osobiście walczącego króla, czy może zaważyła radość z odzyskanej chorągwi? Wojska polskie i litewskie zaczynają spychać Krzyżaków z pola bitwy w kierunku północno-zachodnim, powoli, w stronę ich obozu. Stopniowo udaje się też otoczyć krzyżackie wojsko zarówno na prawym, jak i na lewym skrzydle.

Zbliża się wczesny wieczór i wtedy właśnie wracają na pole bitwy zwycięscy Krzyżacy z łupami i jeńcami z litewskiego obozu... Czy ktoś potrafiłby opisać ich miny na widok tego, co zobaczyli!? Ale to jednak doświadczeni rycerze, zostawiają szybko wozy i jeńców i rzucają się ponownie w wir krwawej bitwy. Z polskiej strony nadchodzą nowi rycerze, nie pozwalają się przebić do krzyżackich pozycji, otaczają ich i zabijają, niektórych biorąc do niewoli. Ci, którzy jeszcze przed momentem poganiali jeńców, teraz sami związani leżą w niewoli.

Szósta godzina walki. Wielki mistrz widzi, że przyszedł czas na ostatnie uderzenie. Daje rozkaz, by szesnaście chorągwi, czekających dotąd w odwodzie, włączyło się do bitwy. Pokieruje nimi osobiście i uderzy na Polaków z boku, od strony wsi Stębark, na polskie prawe skrzydło, które wraz z lewym zamyka w coraz ciaśniejszych kleszczach dotychczas walczące krzyżackie wojska. Szesnaście chorągwi rusza z pełnym impetem w stronę polskich rycerzy i szerokim łukiem skręca na pole walki.


Widzi to wszystko Jagiełło, stoi teraz niemal na drodze krzyżackiej szarży! Czy rozpoznali już, że to sam król?! Chronić króla! Za wszelką cenę! Szybko zwinięto mały królewski proporczyk, rycerze ciasno otoczyli władcę. Pisarz nadworny Zbigniew Oleśnicki (późniejszy kardynał!) na łeb na szyję pędzi ze wzgórza, na którym stoi Jagiełło, do znajdującej się w pobliżu chorągwi nadwornej czekającej na swą kolej w walce. Coś wykrzykuje do rycerzy przedchorągiewnych, ręką rozpaczliwie na króla wskazuje, chyba ich na pomoc wzywa. Ale ci jak od natrętnej muchy opędzają się od Oleśnickiego, jeden nawet mieczem się na pisarczyka zamierzył, niech zmiata stąd i nie przeszkadza! Przecież zaraz to właśnie oni jako pierwsi przyjmą na siebie impet uderzenia krzyżackich odwodów! Uderzyli! Czy nasi wytrzymają? Król rwie się do bitwy, spina konia ostrogami, powstrzymujących go rycerzy bije tępym końcem swej włóczni, ci siłą go powstrzymują...

Co z naszymi? Wytrzymali! Krzyżacy, chcąc do głównych sił swych się dostać, ponaglani przez wielkiego mistrza (krzyczał ponoć po niemiecku: herrum! herrum!) zostawiają nadworną chorągiew i zwracają się ku tym, którzy kończą się już rozprawiać z walczącymi dotychczas Krzyżakami. Nie przewidział jednak wielki mistrz, że nie wszystkie jeszcze siły włączył do bitwy król Jagiełło, nie przewidział, że na swój udział czeka jeszcze piechota, nie docenił ducha bojowego Polaków. Oto przed chwilą, jeszcze zanim zwalił się wraz ze swymi chorągwiami na główne siły polskie, wyskoczył ku niemu w samotnym ataku rycerz Dobek z Oleśnicy. Może Dobek widział, jak chwilę wcześniej jeden z krzyżackich rycerzy samotnie zaatakował króla (padł jednak ugodzony z boku złomkiem kopii przez znanego nam już Zbigniewa Oleśnickiego). Jednak mistrz Ulryk jest świetnym rycerzem, uchylił się od ciosu, sam podbił Dobkową kopię i nasz rycerz musiał szybko do swoich wracać! Ale osobiste męstwo i doświadczenie wielkiego mistrza nie zmieni już losów bitwy. Po pewnym czasie Krzyżacy słabną. Otoczeni ze wszystkich stron, nie zdołali uciec przed śmiercią lub niewolą...


Zwycięstwo

Ale to nie koniec bitwy. Uciekający Krzyżacy biegną w stronę swego obozu - pod Grunwald! Sam obóz był przygotowany do obrony, otoczono go wozami, wystawiono działa, za nimi stało aż kilka tysięcy pachołków, czeladzi i zbiegłych rycerzy. Kompletnie zachrypnięty król każe atakować obóz ciężkiej jeździe i piechocie, lekka jazda ugania się tymczasem za kilkoma tysiącami uciekających. Nie wiemy, jak szybko i jakim sposobem, ale jednak tego samego wieczoru (może koło godz. 19.00) udało się zdobyć ufortyfikowany obóz krzyżacki. Dopiero teraz trup zaczął słać się gęsto, zwłaszcza gdy za umocnienia wdarła się piechota. Podobno "w miejscu tym było widocznych więcej trupów aniżeli w całym starciu". Wśród łupów znaleziono kilka wozów wyładowanych dybami, łańcuchami i postronkami, którymi Krzyżacy zamierzali po bitwie krępować polskich jeńców; tyleż znaleziono i smolnych łuczyw, przy których miano nocą świętować zwycięstwo, oraz wielką liczbę kiścieni do bicia i poganiania jeńców. Ale znaleziono jeszcze coś innego!

Oto rozradowanym zwycięstwem oczom polskich rycerzy ukazały się ogromne ilości beczek wypełnionych najprawdziwszym winem! Nieludzko spragnieni, głodni, śmiertelnie zmęczeni rycerze chciwie rzucają się na nie i piją, jak i czym popadnie - jak pisał Długosz; "jedni kołpakami, drudzy rękawicami, inni trzewikami nabierali wina i pili". Dotarła wieść o tym do króla, który choć głosu wydobyć nie może, natychmiast wszystkie beczki każe porozbijać. Ogromne ilości czerwonego wina spłynęły na ziemię, ściekły z pagórków, wpłynęły do strumieni i rzeczek i zabarwiły wodę na czerwono... I bajali później ludzie, że na polu po bitwie strumienie krwią płynęły.

Ale nie śmiejmy nawet w myśli lekceważyć czy pomniejszać cierpień, ofiar, ran czy trupów, które zaległy ziemię między Stębarkiem, Łodwigowem i Grunwaldem. Leżeli obok siebie i Polacy, i Litwini, i Rusini, i Krzyżacy, i Prusowie, i Tatarzy. Połączeni wspólnym losem, wspólnym trudem umierania, zbratani przez śmierć, która przestała już być dla nich tajemnicą. Wśród ośmiu tysięcy poległych po stronie Zakonu leżał i wielki mistrz Ulryk von Jungingen, i wielki komtur Kuno von Lichtenstein, wielki marszałek Fryderyk von Wallenrode, wielki szatny Albrecht von Schwarzburg, skarbnik Tomasz von Merheim, kilkunastu komturów, wójtów, setki rycerzy zakonnych, tysiące gości zakonnych i najemników. Ze znaczniejszych Krzyżaków biorących udział w bitwie zbiegł jedynie wielki szpitalnik, Werner von Tettingen, kilku zabito już po schwytaniu, jak np. Markwarda von Salzbacha, komtura brandenburskiego.

Nad polem bitwy litościwie zapada zmierzch. Zwycięzcy walą się z nóg ze zmęczenia, pragną jedynie spać. Ale król nakazuje jeszcze ruszyć z pół mili w stronę Malborka, wszak musi pokazać, że przeszedł przez krzyżacką tamę. Jagiełło, przybywszy na miejsce postoju, "zsiadł z konia, a zanim namiot mu przyrządzono, strudzony pracą i upałem położył się w cieniu pod krzakiem jeżynowym, na usłanym z liści jaworowych łożu".

Dr Piotr Plisiecki

Autor jest adiunktem w Katedrze Historii Średniowiecznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Obejrzyj mapę - ustawienie wojsk do bitwy i rozbicie prawego skrzydła wojsk sprzymierzonych.wolnapolska.pl