Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
14 sierpnia 2010
Cud nad Wisłą - Samotne zwycięstwo
Prof. Grzegorz Kucharczyk
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Doświadczenie wojny 1920 r. pokazało, że wypróbowanych przyjaciół w nadmiarze nie mieliśmy. "Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata" została zwycięsko stoczona przez Polskę przy biernej widowni. Tym większa waga tej wiktorii.

Wojna z bolszewikami 1920 roku była pierwszą zwycięską wojną Polski z Rosją od 1634 roku (od czasu wojny smoleńskiej Władysława IV). Wojną - dodajmy - stoczoną samodzielnie, tylko i wyłącznie siłami państwa polskiego, które od niespełna dwóch lat dźwigało się z ponadwiekowej niewoli rozbiorów. Rzecz jasna, wielkość tego osiągnięcia powiększa stawka, o którą walczono w sierpniu 1920 roku na przedpolach Warszawy - skomunizowanie lub nie całej Europy. Już po klęsce Armii Czerwonej, w październiku 1920 roku, Lenin stwierdzał: "Gdyby Polska stała się sowiecka, gdyby robotnicy Warszawy otrzymali z Rosji pomoc, jakiej oczekiwali i pragnęli, traktat wersalski zostałby przekreślony, a cały zbudowany przez zwycięzców system międzynarodowy - zniweczony".

Alianci: "polski imperializm"

Cały problem polegał jednak na tym, że "zwycięzcy", o których mówił Lenin, czyli zachodni alianci, nie mieli żadnych intencji, by w chwili zagrożenia bytu Polski, gdy w lipcu 1920 roku bolszewicka ofensywa osiągnęła swoje apogeum, nieść skuteczną pomoc państwu, które walczyło nie tylko o przetrwanie swoje, ale całego Zachodu. Przeważały obojętność i niechęć. W tej ostatniej celował zwłaszcza brytyjski premier David Lloyd George, niekryjący swojej niechęci do Polski i Polaków już od czasów paryskiej konferencji pokojowej. Gdy Armia Czerwona sunęła latem 1920 roku na Warszawę, szef brytyjskiego rządu nie szczędził Polsce słów potępienia za "awanturę Piłsudskiego" oraz "polski imperializm" przejawiający się w chęci odzyskania przez Polskę obszarów (a właściwie ich części) utraconych przez nią na rzecz Rosji w wyniku rozbiorów. To właśnie Lloyd George był głównym architektem tzw. porozumień w Spa z lipca 1920 roku. 10 lipca 1920 roku podczas odbywającej się w tym belgijskim kurorcie alianckiej konferencji polski rząd (wówczas pod prezesurą Władysława Grabskiego) został zmuszony - pod naciskiem brytyjskim, przy bierności Francuzów i Amerykanów ("likwidujących" już wówczas swoje sprawy w Europie) - do przyjęcia skrajnie niekorzystnych warunków zgody zachodnich mocarstw na podjęcie się mediacji w toczącym się konflikcie polsko-bolszewickim.

W Spa Polska została zmuszona do zrzeczenia się na rzecz Czechosłowacji polskiej części Śląska Cieszyńskiego, zajętego zbrojnie przez Pragę w styczniu 1919 roku. Dodatkowo zaś musiała przyjąć ciężkie warunki alianckiej mediacji, tzn. wycofanie wojsk za tzw. linię Curzona. Chociaż w tej ostatniej sprawie nie było dostatecznej jasności, skoro na konferencji w Spa postanowiono na przykład, że w Galicji wojska polskie i bolszewickie powinny pozostać na linii zajmowanej w dniu podjęcia przez Brytyjczyków (w imieniu wszystkich aliantów) misji rozjemczej. A w połowie lipca 1920 roku linią rozdzielającą obie armie na tym obszarze była rzeka Zbrucz. Tym samym więc - według tych postanowień - Lwów i cała Galicja Wschodnia miały pozostać po stronie polskiej. Jednak w depeszy wysłanej do Moskwy, krótko po wspomnianej konferencji, przez szefa brytyjskiej dyplomacji lorda Curzona linię rozgraniczenia przesunięto w ten sposób, że Lwów ze Wschodnią Małopolską zostawał po stronie bolszewickiej.

Lenin był tak pewny zwycięstwa, że z miejsca odrzucił nawet tak korzystne warunki zachodniej mediacji. Bolszewicki dyktator nie życzył sobie "imperialistycznej ingerencji" w stosunki polsko-rosyjskie. Straszenie taką ingerencją było tylko zabiegiem propagandowym, bowiem zachodni alianci nie mieli zamiarów przysyłania do Polski efektywnej pomocy wojskowej, na przykład w postaci transportów uzbrojenia, amunicji czy aprowizacji. Cały wojskowy wysiłek aliantów w lipcu i sierpniu 1920 roku ograniczył się do wysłania do Polski międzysojuszniczej misji rekonesansowej, na której czele stali generałowie Maxime Weygand (Francja) oraz Henry Radcliffe (Wielka Brytania). Już po odniesionym przez Polaków zwycięstwie misja rekonesansowa przerodziła się - zwłaszcza za sprawą prasy francuskiej - w misję, której Polska zawdzięczała swoje ocalenie. Oto bowiem duża część francuskiej prasy na poważnie twierdziła, że autorem zwycięstwa w bitwie pod Warszawą był nie kto inny, jak francuski generał Weygand, który miał opracować plan skutecznego kontrataku na wojska bolszewickie. Nie pomogły zaprzeczenia samego Weyganda, który publicznie niejednokrotnie podkreślał, że zwycięstwo jest tylko i wyłącznie polskie. Dla wielu zachodnich komentatorów jednak zwycięstwo mogło być tylko Zachodu, ewentualna porażka - tylko i wyłącznie Polski.

"Pożyteczni idioci" - na Zachodzie i wśród sąsiadów

Bolszewicka propaganda odrzucająca "imperialistyczną ingerencję" w sprawy stosunków polsko-rosyjskich, które z pewnością ułożą się na drodze współpracy i wzajemnego zrozumienia (o to miał zadbać zainstalowany w Białymstoku przez Armię Czerwoną Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski na czele z Feliksem Dzierżyńskim), była obliczona również na potrzeby tzw. pożytecznych idiotów (słowa Lenina) w zachodnich społeczeństwach. A takich nie brakowało. Na przełomie lipca i sierpnia 1920 roku brytyjskie związki zawodowe (w tym związek dokerów pracujących w portach) zagroziły strajkiem w razie wysłania przez rząd pomocy wojskowej dla Polski. Podobne stanowisko zajęli robotnicy niemieccy w Gdańsku. W tym przypadku w grę wchodziło nie tylko posłuszne wykonywanie zaleceń Międzynarodówki Komunistycznej, która już w maju 1920 roku wzywała wszystkich robotników, by występowali przeciw wspomaganiu "polskich imperialistów".

Do tego stanowiska dołączyła się pod koniec lipca 1920 roku II Międzynarodówka Socjalistyczna. Trzeba przypomnieć, że niemiecka socjaldemokracja całkowicie zgadzała się z niemieckimi "partiami burżuazyjnymi" (konserwatystami, liberałami i nacjonalistami rozmaitych odcieni), które potępiały terytorialne postanowienia traktatu wersalskiego, a zwłaszcza oddanie Polsce Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego uparcie nazywanego - także w prasie socjaldemokratycznej - "korytarzem". Charakterystyczne, że w tym samym czasie Stalin nazywał Polskę "przepierzeniem" oddzielającym czerwoną Rosję od Zachodu.

Wersalu nie akceptowali również niemieccy komuniści, którzy w "polskich aneksjach" (jak nazywano powrót do Polski ziem oderwanych przez Prusy w rozbiorach) dostrzegali jedną z przeszkód na drodze do wszechproletariackiej rewolucji. 20 lipca 1920 roku rząd niemiecki oficjalnie ogłosił swoją neutralność w toczącym się konflikcie polsko-rosyjskim, który wchodził właśnie w swoją decydującą fazę. Neutralność - oznaczająca m.in. zamknięcie terytorium niemieckiego na transporty materiałów wojennych z zachodu do Polski - była de facto wspomaganiem strony bolszewickiej. Niemcy zresztą mieli w zanadrzu także inną opcję "rozwiązania kwestii polskiej". W lipcu i sierpniu toczyły się poufne rozmowy między stroną bolszewicką a dowództwem niemieckiej Reichswehry (gen. Hans von Seeckt) przewidujące współpracę obu armii w razie ostatecznego upadku Polski. Jako linię rozgraniczenia wspominano wówczas niemiecko-rosyjską linię graniczną z 1914 roku. Jak widać, niemiecko-sowieckie rozgraniczanie "stref wpływów" miało dłuższą historię aniżeli pakt Ribbentrop - Mołotow.

Polska nie mogła również liczyć na pomoc od południa. 7 sierpnia 1920 roku rząd Czechosłowacji ogłosił swoją neutralność w obliczu ofensywy bolszewickiej na Warszawę, ze skutkiem podobnym, jaki miała dla polskiego wysiłku zbrojnego neutralność niemiecka. Praga zresztą już wcześniej - mimo nacisków francuskiej dyplomacji, cofała transporty z uzbrojeniem i amunicją, które szły do Polski. Prezydent Czechosłowacji Tomasz Masaryk mówił otwarcie: "Los Polski jest przesądzony". Wtórowała mu większość prasy czeskiej. Nawet Belgia postarała się, by nie wysyłać do Polski nie tylko materiałów wojennych, ale i żywności. Taką decyzję podjął 17 czerwca 1920 roku rząd w Brukseli.

Jedynie bratankowie

Wrogie Polsce stanowisko Czechosłowacji było o tyle istotne, że Praga mogła skutecznie blokować transporty z wojenną pomocą dla Polski idące nie tylko z Zachodu, ale i z Południa. Jedynym państwem, które od początku konfliktu polsko-bolszewickiego zdecydowanie opowiedziało się po stronie polskiej, były Węgry. Propolskie stanowisko Budapesztu nie tylko wynikało z tradycyjnej sympatii dla "bratanków", ale przede wszystkim z faktu, że w 1919 roku Węgrzy mogli na własnej skórze odczuć komunistyczną rewolucję Beli Kuhna. Wiedza o tym, czym naprawdę jest "rząd robotniczo-chłopski", skłoniła Madziarów do wysyłania transportów broni i amunicji do Polski walczącej z bolszewickim zalewem. Nad Dunajem nie brakowało nawet ochotników wyrażających gotowość do walki z bolszewią z bronią w ręku u boku Wojska Polskiego.

Polskę od Węgier oddzielała jednak Słowacja tworząca integralną część neutralnego przecież państwa czechosłowackiego. W tej sytuacji gros transportów z Węgier szło przez Rumunię, która również nie ogłosiła zabójczej dla Polski neutralności. Jednak to państwo miało słabo rozbudowaną sieć kolejową, a ponadto wspólna granica polsko-rumuńska, w miarę posuwania się ofensywy bolszewickiej za rzekę Zbrucz, stała się iluzoryczna. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Doświadczenie lata 1920 r. pokazało, że wypróbowanych przyjaciół w nadmiarze nie mieliśmy (by użyć tutaj eufemizmu). Zamiast tego otrzymywaliśmy mediacje, misje rekonesansowe i deklaracje neutralności zamykające ostatnie kanały z pomocą dla Polski. "Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata" została zwycięsko stoczona przez Polskę przy biernej widowni. Tym większa waga tej wiktorii.

Prof. Grzegorz Kucharczyk

Docent dr hab. Grzegorz Kucharczyk - kierownik Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. Autor m.in. książek: "Czerwone karty Kościoła", "Pierwszy holocaust XX wieku", "Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914".

źródło: naszdziennik.pl

VICTORIA POLSKA 1920

Victoria 1920 roku miała znaczenie europejskie, a nawet globalne, ponieważ w sierpniu 1920 r. pod Warszawą i na całej linii Wisły starły się ze sobą nie tylko Wojsko Polskie i sowiecka Armia Czerwona. Było to zarazem starcie dwóch fundamentalnych idei - polskiego patriotyzmu oraz komunistycznego internacjonalizmu. Starcie cywilizacji zachodniej, europejskiej oraz rosyjsko-azjatyckiej. W Armii Czerwonej służyło tysiące byłych carskich generałów i oficerów, którzy jeszcze kilka lat wcześniej byli zaborcami Polski, a teraz pod bolszewicko-komunistycznymi hasłami szli ponownie zdobywać Priwislianskij Kraj.

Agresja Rosji Sowieckiej na Polskę i Europę rozpoczęła się od rozkazu - dyrektywy Lenina z 29 listopada 1918 r. dla Armii Czerwonej. Premier Rosji i bolszewicki dyktator nakazywał, aby przeniosła idee rewolucji komunistycznej na Zachód, tak aby "zatopić bagnet Armii Czerwonej w Europie". Wykonawcami tego rozkazu Lenina byli nieomal wszyscy przywódcy rewolucji bolszewickiej, w tym Józef Stalin. To ten właśnie sowiecki zbrodniarz i morderca milionów ludzi nazwał w listopadzie 1918 r. odradzającą się niepodległą Rzeczpospolitą "polskim przepierzeniem między Rosją a Europą". Według Stalina, to "polskie przepierzenie" należy zniszczyć, oddziela ono bowiem rewolucję rosyjską od rewolucji europejskiej, a Armia Czerwona jest tak silna, że może militarnie zrealizować te polityczne plany.

Interesujący esej dr Józefa Szaniawskiego - czytaj w całości w Naszym Dzienniku