Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
8 wrzesnia 2010
Julia Gillard: zdecydował jeden głos
Małgorzata Zdziechowska, Rzeczpospolita
Julia Gillard pokieruje pierwszym od 70 lat mniejszościowym rządem. Gdyby nie dwóch niezależnych posłów, Australia nadal nie miałaby rządu. Dzięki nim wczoraj – dwa tygodnie po wyborach i żmudnych negocjacjach – laburzystom Julii Gillard udało się zdobyć większość. Takiej sytuacji nie było w Australii od 70 lat. Partia Pracy i konserwatyści zdobyli po 73 mandaty w 150-osobowym parlamencie (laburzyści mieli 72, ale poparł ich przedstawiciel zielonych). Oba ugrupowania natychmiast przystąpiły do walki o głosy czterech niezależnych posłów.

Jeden z nich – Andrew Wilkie – szybko opowiedział się po stronie Gillard, drugi – Rob Katter – zaraz poparł opozycję. Do ostatniej chwili toczyła się walka o pozostałe dwa głosy: Roba Oakeshotta i Tony’ego Windsora. Wczoraj obaj opowiedzieli się po stronie Gillard, pierwszej kobiety, która została szefem australijskiego rządu. Cena za sformowanie rządu była wysoka. Windsor ma dostać stanowisko przewodniczącego parlamentu, a Oakeshott – ministra rozwoju regionalnego. Najwięcej na kompromisie zyskają prowincje. Obaj posłowie w zamian za swoje poparcie wynegocjowali przyznanie 1,8 mld dolarów australijskich (1 dolar australijski to około 2,8 złotego) funduszowi zdrowia. 1,4 mld zostanie zainwestowane w infrastrukturę, a 500 mln w edukację. Już wcześniej Gillard obiecywała m.in. 6 mld na Fundusz Rozwoju Prowincji. – W sumie prowincje zyskają 9,9 mld dolarów – mówiła.

Pani premier jest dobrej myśli. – Możemy rządzić – zapowiada. Ale nie będzie miała łatwo. – W Australii jesteśmy przyzwyczajeni do rządów większościowych. Jej rząd to będzie pewnego rodzaju eksperyment. Przed Gillard stoi ciężkie zadanie. Będzie musiała równoważyć różne stanowiska, bo większość uzyskała dzięki poparciu trzech niezależnych posłów i jednego z partii Zielonych – mówi „Rz” prof. John Warhurst z Australian National University.

Julia Gillard ma 48 lat. Urodziła się w Walii. Kierownictwo partii objęła zaledwie w czerwcu tego roku i od razu zastąpiła na stanowisku premiera Kevina Rudda. Przed sierpniowymi wyborami obiecywała poprawę poziomu oświaty i służby zdrowia, a także rozbudowę sieci szerokopasmowego Internetu. To mają być priorytety jej rządu. Będzie musiała się też zająć innymi kwestiami, jak zmiany klimatyczne i podwyżka podatków w przemyśle górniczym.

– Będę pracowała bez wytchnienia. Partia Pracy jest gotowa stworzyć stabilny, efektywny i pewny rząd na kolejne trzy lata – zapowiedziała. Zapewniła, „że głośno i wyraźnie usłyszała przesłanie od wyborców”. – Wie, że nie zdobyła znaczącego poparcia i musi sobie na nie zasłużyć – tłumaczy Warhurst. Jego zdaniem Gillard będzie dobrą premier. – Potrafi rządzić i radzić sobie w trudnych sytuacjach – mówi.

Małgorzata Zdziechowska, Rzeczpospolita