Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
15 wrzesnia 2010
Kresy: Kościół w Dziśnie
Władysław Krawczuk

Ruiny kościoła w Dzisnie
Dzisna stała się jednym z moich podróżnych odkryć w czasie Obozu Polskiego naszej młodzieży w Brasławiu w dn. 14 - 24 sierpnia w Międzynarodowym Zgrupowaniu „Brasławskie Żagle 2010”. Odległe to od Brasławia o ok. 80 km miasto w Rejonie Miorskim, w Rzeczpospolitej było jednym z najstarszych i znaczących miejsc północnej Wileńszczyzny. Ostatnia zamykająca ten okres karta jest zapisem pięknym i chwalebnym. Według różnych opisów Dzisna zachwyca swoim położeniem - na wysokim płaskowyżu, oblana z trzech stron wodami Dźwiny i uchodzącej do niej rzeki Dzisny. Współcześnie wyróżnia się również ruinami kościoła katolickiego pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny.

Kościół ufundował tam w roku 1583 król Stefan Batory, a jego dzieje przebiegały różnymi kolejami, aż do znaczącego momentu w 1956 roku. Wtedy to bowiem ówczesne władze postanowiły przenieść kościół w niebyt i wysadziły go w powietrze. Zosia prezentowała mi zdjęcia ruin, które po tym pozostały. Był to widok przygnębiający. Podtykała je przed moje oczy, dowodząc z wewnętrznym żarem, jak ważna jest teraz jego odbudowa i jej powinność. Zosia jest osobą niezwykłą. Z urodzenia Dziśnianka z osiadłego tam niegdyś od pokoleń rodu Proniewskich, obecnie starsza samotna pani, emerytka z nienajlepszym zdrowiem.

Zosia mogła się zapamiętać się w jakichkolwiek niedostatkach swojego losu, zajęła się jednak czymś bardziej sensownym i rozkwitała prawdziwie w naszych kresowych działaniach. Otwarta na otoczenie i dla wszystkich życzliwa, niezawodna w postanowieniach, z wielką kulturą odpowiedzialna i miła, stała się poszukiwaną towarzyszką wszystkich naszych spotkań. Jako stowarzyszeniowy współorganizator zadziwiała też i nadal zadziwia skutecznością i pomysłowością swoich dokonań. Opanowała komputer z internetem i coraz sprawniej się nimi posługując zaskakuje wiedzą i odkrywczością. Współpracując z nią najbliżej, powątpiewałem w skrytości ducha w bliską spełnialność jej dziśnieńskiego zamysłu, w rychłą odbudowę kościoła. Tym bardziej, że jakiekolwiek tam prace postępowały niemrawo, a środowisko wiernych nie było zbyt liczne.

Już za bardziej racjonalne co rozpoczęła, uznawałem zebranie przez Zosię funduszy na obraz religijny, który w przyszłości zawiśnie kiedyś w odbudowanym wnętrzu świątyni. Naszą kresową współpracę nawiązaliśmy kiedyś pod warunkiem wspierania jej dziśnieńskiej misji, co uznawałem za zgodne z działaniami brasławskiego stowarzyszenia. W kilku późniejszych wspólnych wyjazdach na Brasławszczyznę niewiele jej jednak mogłem pomóc, podziwiałem natomiast desperację z jaką realizuje swoje postanowienia. A były zaiste w tym wysiłki heroiczne. Zarówno w gromadzeniu tego co chciała tam dostarczyć jak i w przygodnym transportowaniu takich przesyłek, najczęściej we własnych rękach z Brasławia, a także poszukiwaniu sojuszników i partnerów wśród osób kościelnych i kresowych rodaków. Stała się w tym rozpoznawalnym sojusznikiem zarówno dziśnieńskiego proboszcza jak i uzyskała aprobatę z sympatią jego witebskiego zwierzchnika, ks. biskupa Władysława Blina.

Kiedyś podarowałem jej książkę Zofii Iskierskiej, córki przedwojennego dyrektora Państwowego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Dziśnie im. Ks. G. Piramowicza opisującą te szkoły. Poszukiwała kontaktu z autorką lub jej rodziną, co jednak się nie powiodło. W tym roku wiosną zaproponowałem Zosi udział w naszym tegorocznym obozie polskiej młodzieży w Brasławiu. Początkowo odmawiała nie bardzo czując się w tym na siłach. Argument Dzisny jednak przeważył. I oto pod presją Zosi jednego z pierwszych obozowych dni wyruszyliśmy tam samochodem z Brasławia w bardzo improwizowaną podróż, bo bez wcześniejszego uzgodnienie jej z miejscowym proboszczem. Po drodze obdzwanialiśmy kogo się dało szukając z nim kontaktu. A trzeba wiedzieć, że komunikowanie się przez telefon z osobą duchowną na Brasławszczyźnie jest często zadaniem beznadziejnym. O dziwo, już w rogatkach miasta zaświtała nam nadzieja, że nie będzie to wyjazd daremny.

Wysiadając z samochodu u kresu podróży, już dla samego widoku który się tam roztoczył, nie żałowałem, że trzeba było przyjechać. Miejsce w istocie zachwycało. Malowniczym usytuowaniem kościoła w oplocie rusztowań, dębami starymi obok na wysokiej skarpie i rozlaną niżej szeroko Dźwiną w krasie swej rzecznej urody. Płynęła wartko omywając łachy piasku i liczne głazy zda się radosnym nurtem, igrając ze słońcem i kusząc do kąpieli w licznych płyciznach z krystaliczną wodą. Gdzieś w oddali majaczyła Wyspa Batorego, na której niegdyś pobudowali zamek warowny jak w Brasławiu, na straży tych ziem, bliżej brodzili w radosnej zabawie kąpiący się ludzie.

Patrzyłem z nostalgią jakże piękny to dla spływu kajakowego szlak. Żal za dawno już nie uprawianą turystyką kajakową, pogłębił mi później jeszcze widok Dzisny, odmiennej od Dźwiny ale równie pięknej wśród wysokich brzegów z wąskim i krętym korytem, z gęstwiną warkoczy wodorostów i soczystej zieleni. Gdyby młodość wróciła przyleciałbym tu jak na skrzydłach i spływał w zachwycie tej urody choćby i traktorową oponą. Oczekiwany gospodarz, sympatyczny o chłopięcej urodzie ksiądz Aleksander Gryckiewicz pojawił się w towarzystwie jakieś turystycznej pary. W czasie wzajemnej prezentacji Zosia oniemiała.


Nieoczekiwane spotkanie w Dziśnie. Od lewej na tle rzeki Dzisny – ks. Aleksander Gryckiewicz, turyści z Polski i wnuczka byłego dyrektora liceum z gimnazjum oraz Zosia

Toż obecna tu przybyła z Polski pani okazuje się być ni mniej ni więcej tylko wnuczką przedwojennego dyrektora dżiśnieńskiego liceum z gimnazjum. Jakże zadziwiające to zrządzenie losu. Najbłyskotliwszy reżyser lepiej by tego nie ułożył. Od razu odmieniła się też atmosfera naszego spotkania i poczuliśmy się jak w jednej rodzinie.

Ja z kolei zostałem autentycznie zaskoczony, kiedy Ksiądz Aleksander poprowadził nas na teren odbudowywanego kościoła. To co zobaczyłem nie było bowiem tą wcześniejszą umarłą i smutną ruiną , ale dźwigającą się z niebytu krzepką budowlą dziśnieńskiej świątyni. Nasz przewodnik prowadząc w każdy jej zakątek zapewniał przy tym, że jeszcze przed zimą zwieńczy się ona dachem. Byłem tym naprawdę zafascynowany .Później były jeszcze różne umawiania i plany, oczywiście i wizyta w dziśnieńskim gimnazjum, rozmowa z obecną sympatyczną dyrektorką, która oczywiście chciałaby mieć książkę o dawnym gimnazjum w jakimś zrozumiałym dla młodzieży języku . Towarzyszyłem temu dyskretnie patrząc już na Dzisnę zupełnie innymi oczami i starając się nie zakłócić tego Zosi święta. Po powrocie, w Brasławiu zapełniającym się już duchownymi na uroczystości Matki Bożej, wyłowił mnie w jakimś przejściu Ksiądz Biskup Władysław Blin odpytując, cośmy się tak uparli z tym obrazem do Dzisny, kiedy tam najważniejsze są okna. Ufundujcie choć jedno, dwa, przekonywał. Na obrazy przyjdzie inny, późniejszy czas, zapewniał. Teraz musi stanąć sam kościół. Coś tam odpowiadałem Księdzu Biskupowi, obiecując rozważyć to w naszym gronie, a po prawdzie czekając na decyzję Zosi. Relacjonując jej wszystko wiedziałem, że nie może być to jednak rychło, bo sprawa niełatwa.


Nasza grupa przed odbudowywanym kościołem w Dziśnie


We wnętrzu kościoła. To już nie wcześniejsza smutna ruina, lecz dźwigająca się z niebytu krzepka dziśnieńska świątynia

W Warszawie, niespełna w dwa tygodnie po tej podróży, nim jeszcze zdążyłem się ogarnąć w tym wszystkim co zaległo, Zosia znowu mnie poraziła. Oznamiając że przygotowała list do Księdza Biskupa , podała zapisaną kartkę i polecając czytaj. Spojrzałem na tekst

„...Uprzejmie zawiadamiam, że podjęłam apel skierowany do mnie podczas spotkania w Brasławiu, o starania w zdobywaniu pieniędzy na odbudowę okien do Kościoła w Dziśnie. W dniu 19.09. 2010 r. w mojej Parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Warszawie odbędzie się kiermasz , na którym rozpoczniemy na ten cel zbiórkę.”

Oniemiałem, czego zdała się jednak nie zauważyć, bo ciągnęła dalej – powiadom naszych i zaproś kogo się da. Wykonuję jej polecenia świadomy, że się nie tylko to Zosi należy, ale i najgłębszym przekonaniem jak bardzo warte wszelkiego wsparcia jest to dzieło. Zosia tymczasem szykuje już na ten kiermasz z aukcją i loterią wszystkie swoje 20 obrazów, a także dalej co się jeszcze da z zapewnieniem, że będą bardzo tanio, więc przypominam i zapraszam: – spotkanie 19 września na Kiermaszu Jelonkowskim przy Kościele na ul. Brygadzistów nr 31, w godzinach 8 - 14.00, zbieramy ofiary na odbudowę Kościoła w Dziśnie na Białorusi.

I to by była taka moja dziśnieńska opowieść, choć już nie wątpię, że o Dziśnie jest to tylko pierwszy odcinek rozpoczynającego się nam serialu. Przez cały jego czas można będzie i należy Zosię wspierać na wszystkie możliwe sposoby. Naprawdę więc zapraszam, bądźcie Państwo z nami do końca.

Warszawa 15.09.2010 r.- Władysław Krawczuk