Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
11 października 2010
TATO
Anna Stabrowska

Tato, kiedy dzisiaj sięgam pamięcią do minionych lat twego życia, które znałam w części z twych opowieści a w części z autopsji, jawi mi się dynamiczny obraz. To wielobarwna paleta utkana radością i rozpaczą, heroizmem i lękiem, węzłami przyjażni i straszliwą samotnością, przywiązaniem i odrzuceniem, patriotyzmem i naznaczenie bolesnym piętnem zaplutego karła czarnej reakcji. To także ,tato , twój czas rozstań ostatecznych z najbliższymi, czas poniewierki, głodu, ucieczki, ukrywania się. Potem próba życia w utartym schemacie, który cię nie zaakceptował bo los nakazał ci iść krętą, wyboistą drogą.

Opowiadanie "Tato" otrzymało pierwszą nagrodę w konkursie literackim Fundacji Państwa Podziemnego "Drogowskazy" w kwietniu 2010 r.

Czas wojny w Wileńskim lesie

Wzrastałeś na Ziemi Wileńskiej bogatej pięknymi lasami, które zapisały się w twym sercu , tatko, trwale, także poprzez czas partyzancki. Wtedy las uwiódł wszystkich partyzantów nie tylko urodą , zapachem ale pewnością, że ochroni, że przytuli, że stanie się domem. Wileńszczyzna - zasobna również w barwne typy ludzi. Dobrych i okrutnych, patriotów i zdrajców, ale nigdy nie pozbawionych osobowości. To nie byli ludzie wychowani na jednej kulturze wspólnego odbioru telewizyjnego i bezmyślnego powtarzania jak mantry zasłyszanych opinii. Nie znaczy, że zawsze mieli rację ale mieli własne zdanie, poglądy. Posiedli umiejętność komunikacji i wykorzystywali ją.

Miałeś, tato, 16 lat. Czas wojny, straszny czas, nakazał szybko dojrzeć, dorosnąć. Rodzinna Wileńszczyzna przylepiona wschodnią granicą do Rosji , stała się terenem starć i przemarszu dwóch potęg – Rosji i Niemców. Dla jednych i drugich ludzie młodzi stali się łakomych kąskiem - dla zasilenia ich armii albo darmową siła roboczą. Twój dom rodzinny , tatko , trochę pusty mimo obecności ojca i rodzeństwa, bo już bez mamy, która zmarła przed wojną, zdecydowałeś się opuścić. Groziło ci wcielenie do armii rosyjskiej . Zatem wybór był prosty. Ucieczka do lasu, do partyzantki, której zręby już wykiełkowały. Utworzyła się pierwsza brygada partyzancka pod dowództwem „Kmicica” /Antoniego Burzyńskiego/ dając podwaliny pod póżniejszą V brygadę „Łupaszki” / Zygmunta Szyndzielarza/.

Biografia Anny Stabrowskiej w Pulsie Polonii

To był twój świadomy wybór. Bolesny w wymiarze moralnym bo okupiony rozstrzelaniem twego ojca przez Sowietów na progu domu . To gorliwy sąsiad licząc na jakieś profity doniósł, że „syn Stabrowskiego w partyzantce polskiej”. Wiem, że przez lata nie mogłeś uporać się z przeświadczeniem, że tamten wybór spowodował tragiczną śmierć ojca pozostawiając twe rodzeństwo jedynie pod opieką starszej siostry.

Ciekawe czy ów sąsiad znany nam z nazwiska a po wojnie zamieszkały w Sulechowie wracał wspomnieniami do tamtych dni , kiedy to wysługiwał się wrogom. Przecież też dokonywał wyborów. Pewnie swym potomnym nie pochwalił się takimi dokonaniami. Tak czy owak twoja decyzja tato ucieczki do lasu, do partyzantki zaważyła na dalszym kształcie twego , a potem także naszego życia.

Wychowani w czasach, gdy patriotyzm nie był pustym hasłem ale jedną z największych wartości moralnych , wtedy, w lesie zespoleni poczuciem obowiązku obrony Ojczyzny rzucaliście się do walk z całą zaciętością. W czas pokoju patriotyzm oznaczał dla was przekazywanie dawnych zwyczajów, pielęgnowanie tradycji. Ważną częścią edukacji była znajomość historii narodu, ukształtowany szacunek i pamięć o bohaterach narodowych. A także wpojona tolerancja dla innych społeczności i kultur. Wszak Wileńszczyzna to były tereny zamieszkałe przez Polaków, Białorusinów, Żydów i Litwinów. Każdy znalazł tam swoje miejsce w spokojnej, zgodnej egzystencji do czasu, kiedy chore ambicje i namiętności ówczesnych władców Europy zakłóciły ów porządek.

Czas wojny oznaczał dla wielu gotowość do poświęcenia zdrowia i życia dla Ojczyzny. Wtedy, żaden z was nie przeczuwał, że za kilka lat we własnym kraju będziecie oskarżani o zdradę, że będziecie piętnowani, że za swój patriotyzm zapłacicie nawet najwyższą cenę, cenę życia, że będziecie skazywani na śmierć , chowani w niewiadomych miejscach, nad którymi nigdy nie zadrży płomień pamięci.


Partyzanci w wileńskim lesie: Błyskawica, Jarek, Mrówka, Pawlik i Orszak


Z archiwum Mikrusa. Cmentarz w Worzianach. Miejscowej ludności nie wolno pielęgnować krzyży na mogiłach partyzantów. Leżą powalone

Część partyzantów zginęła broniąc Ojczyzny przed dwoma wrogami na Ziemi Wileńskiej.Innych zesłano do sowieckich łagrów. Nie wszyscy przetrwali katorżniczą pracę. Wielu padło tam, z dala od domu. Jeszcze inni trafiali do polskich więzień czasami na lata. Ty tato zostałeś ciężko ranny w ataku na pociąg pancerny 26czerwca 1944r. pod Pohulanką. Konsekwencją zranienia kulą rozrywną była noga krótsza o 12cm, kilkanaście odłamków, które pozostały w ciele na zawsze . I oczywiście na kilka miesięcy wykluczenie z działań partyzanckich. Od tego momentu przez wiele miesięcy byłeś zdany na innych. Innych czyli całą sieć cywili, którzy przechowywali, chronili, opatrywali, karmili. Przerzucali na operacje i przywozili do życzliwych , ciepłych zaścianków, gdzie wszyscy otaczali cierpiącego opieką . Tobą tato opiekowała się Wanda Kamińska z siostrami i matką. Bywało, że Rosjanie przeszukiwali domy doskonale wiedząc, że sprzyjają polskim partyzantom. Jednak rozległość zbudowań, labirynt malutkich pokoików pozwalał skutecznie ukryć rannego.


Witold Stabrowski „Mrówka” ranny w 1944r.

To był czas rekonwalescencji. Partyzantka, by mogła istnieć skutecznie musiała opierać się o miejscową ludność. Oni też narażali życie – wsie żywiły, zaścianki i mająteczki przytulały rannych. Jednak po operacji Ostra Brama sytuacja akowców stała się jasna. Trzeba było jak najszybciej zniknąć, przekroczyć Bug. Sowieci intensywnie szukali partyzantów. Do domu nie było powrotu. Dla ciebie Tatku do domu nie było powrotu. Do lasu też nie, zważywszy na trudy bytowania dla jeszcze niesprawnego, mocno utykającego leśnego żołnierza .

To nie był wybór a raczej konsekwencja przebiegu ówczesnych wydarzeń. Mozliwe stało się jedynie działanie w konspiracji, w oparciu o zbudowaną siatkę. Wybór żaden, raczej konsekwencja ówczesnych zdarzeń . Możliwe stało się jedynie działanie w konspiracji w oparciu o zbudowana siatkę.Dzięki pomocy konspiracji Akowskiej opartej o solidarność, zaufanie , znalazłeś się wraz z kolegą partyzantem „Pawlikem” /Stach Guszcza/ 23 grudnia 1945r. w Warszawie. Nie łatwo było trwać w nowym, nieznanym terenie. Celem stało się przeżycie, sposobem -ucieczka. Byłeś , tak jak i inni akowcy, poszukiwany przez Rosjan i władze przez nich naznaczoną w ówczesnej Polsce.Znalazłeś się pod Białymstokiem . Pracowałeś po wsiach jako nauczyciel. Pozwalało to na przemieszczanie się pomiędzy kilkoma osadami, bezpiecznie , lasem.

Któregoś dnia miejscowy chłopiec wysłany ci na spotkanie ostrzegł -”we wsi są Rosjanie, szukają partyzantów”. Dostałeś tobołek z żywnością i pamięcią serdecznych ludzi . Znów musiałeś uciekać. Konspiracja zaopatrzyła cię w bilet do Tczewa. Konieczna stała się zmiana nazwiska. Otrzymałeś nowe dokumenty . Nazywałeś się Władysław Kostecki. W Tczewie okazało się, że twój przyjazd był dla miejscowych wtajemniczonych sporym zaskoczeniem. Nie było kwatery. Nie było przyjaznych miejscowości. Wileńszczyzna była daleko. Mieszkałeś przez miesiąc pod mostem razem z miejscowym złodziejaszkiem. Kompan okazał się rodzajem tarczy przed tamtejszymi rzezimieszkami. I bardzo lojalnym kolegą ze wspólnej kwatery. Udało się ludziom z konspiry załatwić ci jakąś dorywczą pracę. Dzieliliście się tą dziwną kwaterą i .... żywnością. Wtedy , po raz pierwszy zobaczyłeś plakat „AK zapluty karzeł reakcji”. Dzisiaj wiem, że twórcą tego „wybitnego dzieła „ był niejaki Włodzimierz Zakrzewski.

Plakat ten był boleśniejszy niż rana zadana przez wroga i krótsza noga dekonspirująca cię bezustannie. Wiedziałeś, że musisz szybko coś zmienić. Spotkany z siatki znajomy dał ci adres do kogoś z Bytowa. Miałeś rozkaż tam wyjechać. Na miejscu okazało się, ze będziesz pracował w księgarni. Spotkałeś rodzinę bardzo przyjazną. Otoczyli cię opieką, dali prace i schronienie – pokoik nad księgarnią. Nadeszła nadzieja, wydawało się , że pomału życie zacznie układać się coraz lepiej. Był rok 1946.


Księgarnia w Bytowie. Przyjazna rodzina, która przygarnęła Tatę

Jednak człowiek osadzony w określonej czasoprzestrzeni musi być przygotowany na zdarzenia, w których niezależnie od twych zamierzeń musisz uczestniczyć. Byłeś ścigany, poszukiwany i naznaczony inwalidztwem. W żadnym miejscu nie mogłeś zatrzymać się na dłużej. Zawsze znalazł się ktoś gorliwy, kto donosił miejscowej placówce UB o dziwnym księgarzu, który nie wiadomo skąd przybył. Do tego kulawy a młody. Zaczęto wokół węszyć. Nie czułeś się bandytą, jakim określały ówczesne władze akowców. ale uciekać musiałeś.

W dużym portowym mieście

Konspiracja przerzuciła cię do Gdańska. W dużym , portowym mieście , pełnym nowych przybyszy łatwiej było zgubić się. A i „siatka” była prężna. Więcej swoich. Trzymaliście się w gotowości czekając na to, że któreś z mocarstw stanie po stronie narodu dręczonego przez opiekuna-okupanta. Jakże naiwne zdają się dzisiaj te oczekiwania zważywszy na wiedzę, jaką dysponujemy i obserwacje wojen podobnych w wielu zakątkach świata. Mocarstwa uzgadniają podziały, strefy wpływów . Czasami gdy zakątek jest nadzwyczaj atrakcyjny ze względu na złoża albo lokalizacje strategiczną – nie mogąc dogadać się wysyłają swe armie z dala od macierzy pod hasłami swoiście pojętej demokracji rządzenia i na siłę chcą ten swój punkt widzenia wcielać innym narodom. W 46r. Naród polski nie mógł doczekać się pomocy .

Czas płynął, trzeba było w tym oczekiwaniu z myślą o przyszłości rozpocząć naukę. Doskonale tatko wiedziałeś, że możesz być zdekonspirowany. Coraz częściej następowały aresztowania wśród akowców. W lipcu 1946r, aresztowano Zagończyka /Feliksa Salmonowicza/ i Inkę /Danute Siedzikównę/. W przyśpieszonym trybie wydano wyrok . Rozstrzelano ich 28 sierpnia. To było wstrząsające. Wiadomo było, ze ktoś sypie. Potem wszystko stało się jasne – sypała „Regina” czyli Regina Żylińska-Mordas, która podjęła w kwietniu 46r, współprace z UB. Bardzo trudno było ukrywać się. Zmienione nazwisko ułatwiało to, ale nie było łatwo.. Do „kotła” przy ul. Białej o mało nie wpadła teściowa Łupaszki - pani Swolkieniowa z jego córeczka Basią.

Dzisiaj, kiedy pochylam się nad starymi zdjęciami , na jednym z nich jesteś z Reginką. Uśmiechnięci , młodzi. Wtedy nie wiedziałeś, że haniebnie zdradziła. Wtedy również nie wiedzieliscie, że jeden z lubianych dowódców IV brygady Ronin współpracował z NKWD już na Wileńszczyznie, a potem z UB. O tym dowiedziałam się dopiero z dokumentów IPN-u. Większość z partyzantów nie miała tej swiadomości. Po prostu odeszli na drugą stronę wierząc , ze ich dowódcy byli ich najlepszymi przewodnikami, druhami, przyjaciółmi. Mnie prawda o Roninie bardzo zabolała. Był, tak jak wielu akowców , którzy w ciagu następnych lat odnajdowali się , był kimś bliskim poprzez wasze wspólne leśne lata . Ronin przyjeżdżał z Warszawy do nas, do Gdańska bardzo często. W ówczesnej zatrutej rzeczywistości, napietnowani przez władze, pozbawieni szacunku za swe oddanie i patriotyzm staraliscie się ocalić swa godność i przekonanie o słuszności przynalezności partyzanckiej . Dążyliście do spotkań we własnym gronie, bo to dawało czas spokoju i wzajemnej akceptacji. Na prawdziwą życzliwość miejscowych nie zbyt mogliście liczyc.

Tu na Pomorzu często słyszało się „ mnie tam wszystko jedno Polacy czy Niemcy. Jak był Niemiec to był porządek." Do tego zupełne niezrozumienie waszej walki z dwoma wrogami. Ten stan odrzucenia dawał znać nawet po latach. W 1992r. zwrócono się do ówczesnych władz o nazwanie jednej z ulic im. mjr „Łupaszki” . Wicewojewoda, historyk Józef Borzyszkowski storpedował ten pomysł uzasadniając go jako kontrowersyjny i źle odbierany przez Pomorzan. Taka była rzeczywistośc . Przy wydatnej pomocy propagandy wielu miejscowych do dziś wiedzę na temat Łupaszki czerpało z publikacji wspieranych przez władzę.Dlatego wazne były spotkania we własnym gronie. Dla utrzymania zdrowia psychiki. Próbowaliście się asymilowac w tej nowej rzeczywistosci. Cały Naród podjął tę próbę. Nie było to łatwe. Ciosy ciągle były bolesne. Aresztowanie przyjaciół. Sądy kapturowe. Dramatyczne aresztowanie Łupaszki. I to poczucie krzywdy bez prawa odwołania.

Nie było czasu na malkontenctwo. W tej rzeczywistości trzeba było nauczyć się szybko przystosować do życia. Podjąłeś prace w domu dziecka we Wrzeszczu, dzielnicy Gdańska nie tak strasznie zniszczonej jak samo centrum. To był początek kilkunastoletniej pracy z młodzieżą. Miałeś wyjątkowy dar. Wychowankowie niewiele młodsi od ciebie chętnie poddawali się twemu przywództwu. A ty tatko prządłeś niteczki więzi pomiędzy wami. Byłeś wychowawcą, doradcą, bratem, przyjacielem, . Niektóre przyjaznie przetrwały lata i ja je dostałam w cudownym spadku.


Wrzeszcz 1947. Tato (ten wysoki) na wycieczce z wychowankami z domu dziecka

Wspólny czas

Druhowie z partyzantki porozjeżdżali się po całej Polsce. W Gdańsku został tylko Pawlik /Stanisłąw Guszcza/. Wkrótce jakimiś drogami dotarła do ciebie wiadomośc, że w Słupsku mieszka jeden z dowódców Korsarz /Jan Lisowski/. Pojechałeś do niego. Zostałeś przyjęty jak przez dowódcę przystało . Serdecznie i domowo. Korsarz mieszkał w poniemieckim domu z żoną /Jagą/ i synem Januszem. Tam poznałeś kuzynkę Jagi – Zosię Łobacz. Zosia wróciła z zsyłki syberyjskiej. Mieszkała obok Lisowskich w małej altance w ogrodzie. Po dwóch tygodniach wzięliście ślub. Jednak przed ślubem, w kwietniu 1947r., po długich wahaniach powróciłeś do swego nazwiska. Taką szanse dawała ustawa amnestyjna. Mała altanka w ogrodzie dawała młodemu małżeństwu namiastkę domu. Zamieszkaliście tam w bliskim kontakcie z rodzina Korsarza.

Wkrótce w domu Korsarza pojawił się „Ronin” /kpt. Longin Wojciechowski/, dowódca IV wileńskiej brygady AK. Za nim przyjechała sanitariuszka „Myszka” . Oboje mieszkali w Warszawie. To były radosne spotkania. Potrzebowałeś swych "leśnych” przyjaciół. Nie podejrzewałeś wówczas jak niektórzy potrafili wysługiwać się UB. Nie wiedziałeś, jak niektórzy udając przyjaciół łatwo szli na współpracę z bezpieką.

Tymczasem z mamą rozpoczęliście wspólny czas utkany z radości i trosk małżeńskich. Pracowałeś w szkole, żony Zofii nie przyjęto do pracy w domu opieki, bo w życiorysie napisała o zsyłce na Syberię. Kadrowa kazała poprawić na "prośbe o wyjazd na Syberię z własnej woli”. Mama poczuła się urażona bo sama jako 10-letnia dziewczynka nie wybierała się pod Bajkał. No i pracy, jako zakłamana i nielojalna, nie dostała.


Przeżycia przekazywałeś mnie

Wkrótce pojawiła się szansa na przenosiny do Sztumu. Tam oboje mogliście znależć zajęcie. Po kilku miesiącach dostaliście skierowanie do Kwidzyna. Był rok 52. W czerwcu urodziła się wam córka Anna. Trochę żałowałeś , że to dziewczynka a nie chłopak bo marzyłeś, ze przekażesz mu swe partyzanckie doświadczenia . Okazało się to małą przeszkodą. Całe swe doswiadczenie, przeżycia scedowałeś przez lata na mnie. Pamietam jak ktoregos dnia posadziłeś mnie na kanapie obok siebie. Pokazywałeś mi zdjęcia rodziny. Wtem , pokazujac palcem na jedno z nich powiedziałeś „ popatrz córcia to dowódca mój, niezłomny, wspaniały, odważny – major Łupaszko". Miałam wówczas 5-6 lat. Nie rozumiałam co znaczy niezłomny . I wielu następnych słów nie rozumiałam „ podziw, szacunek” i innych. Wtedy wiedziałam, że to ktoś ważny dla ciebie i że go partyzanci kochali. To oznaczało, że dla mnie niejako automatycznie był tez ważny. Przez następne lata stawał się coraz bliższy i coraz więcej o nim wiedziałam. Rozumiałam dlaczego partyzanci kochali swego dowódcę, gotowi iść za nim w ogień. Jak ważna była dla niego Ojczyzna, jak przedkładał działania dla niej ponad osobiste cele. Poznawałam Łupaszkę i zapisywałam w treść mego życia. Podobnie jak pierwszego dowódcę partyzanckiego AK na Wileńszczyznie „Kmicica” - Antoniego Burzyńskiego. Dwaj dowódcy, których żołnierze kochali. Obaj zginęli. Kmicic zamordowany podstępnie przez Sowietów, Łupaszko rozstrzelany w 51r. decyzją sądu ówczesnej władzy Polski.

11 listopada 2007 Zygmunt Szendzielarz został posmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

W Wikipedii o Łupaszce

TV Polonia. Z archiwum IPN - Łupaszka

YouTube Ballada "Major Łupaszko i jego żołnierze"

Tato, uczyłeś mnie swych dowódców, poznawałam historię walk, potyczek. Wpajałes miłość do lasu i ludzi bez których wy, partyzanci nie przetrwalibyście. Uczyłeś przyjazni i jej wartości. To wtedy poznałam bajke Mickiewicza o dwóch przyjaciołach i niedzwiedziu, gdzie waga przyjażni została wystawiona na próbę. Czy próba wypadła pomyślnie? Kto zna bajkę – wie. W dzieciństwie czytaliscie mi bardzo dużo, nim sama zaczęłam składać literki. To był czas bez telewizorów. Rytm rodziny wyznaczały codzienne obowiązki, nauka, spotkania z przyjaciółmi i książki. A ściślej – czytanie. Literatura tworzyła piękny obraz świata, ale rzeczywistość chwilami zgrzytała.

Kacap panu też przestrzelił nóżkę

Od połowy 52r. mieszkaliśmy w Gdańsku. Jedno ze zdarzeń utrwaliło mi się fragmentarycznie na zawsze. Był 1955r. . Mama, wracając pamięcią do tamtego dnia , mówiła, że miałam 3 lata.

Zapamiętałam tramwaj. Taki stary , jakich dzisiaj już nie ma , rozklekotany, dzwięczący dzwonkiem. Siedziałam na kolanach mamy, ty tato stałes obok. Przystanek przy teatrze. Nagle zobaczyłam wsiadającego mężczyznę na drewnianych szczudłach. Był bez jednej nogi. Widok wstrząsnął mną. Skojarzenie dziecka nastąpiło natychmiast. Zaczęłam krzyczeć głośno:”Tatuś!, Tatuś! Patrz panu Kacap tez przestrzelił nóżkę."

W gwarnym tramwaju zapadła cisza. Tata chwycił mnie na ręce i rodzice wysiedli.

Reszty nie pamiętam. Z opowiadań rodziców wiem, co było później. Próbowali mi wytłumaczyć, że to o czym rozmawia się w domu, nie wolno powtarzać poza domem. A stało się to ponieważ jakiś czas przed zdarzeniem w tramwaju zobaczyłam ogromna bliznę na udzie taty. Dorastając dowiedziałam się, że zostałeś trafiony kulą rozrywną w 44r.. Po wielu poważnych zabiegach pozostała rozległa blizna i noga krótsza o 12cm. Jednak wtedy, kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy byłam przerażona. Na moje pytanie – kto to zrobił - odpowiedziałes mi, że Kacap. Stąd skojarzenie z nieznajomym w tramwaju. Tak dorastałam.


Anna Stabrowska
Nie wiedziałam wtedy, że jestem córką Akowca i Sybiraczki. W czasach mego dzieciństwa oznaczało to obywateli gorszej kategorii. Nasz dom był otwarty dla znajomych i przyjaciół. Bywało w nim wielu barwnych ludzi. Czasami przybywali starzy druhowie, odnalezieni po latach, inni wracali z więzień. Odkrywałam jak mocne więzi was łączą i czułam się również z nim tak bardzo blisko poprzez to, że byłam twą córką.

Większość zdarzeń w naszym rodzinnym życiu było podporządkowane twojej tato przeszłości akowskiej i sybirackiej mamy. Nie był to stan wymuszony ale proces całkowicie naturalny. Obie, tak różne rzeczywistości były zawsze obecne. Przeszłość akowska w powojennej rzeczywistości oznaczała obywatela gorszej kategorii. Niektórzy , by zmienić swój status wstępowali do jedynej, słusznej , panującej wówczas partii, która ciągnęła w górę stanowiskami, wynagrodzeniem, odznaczeniami , przydziałem na mieszkanie czy samochód. Różne były motywy. Tobie tatko wielokrotnie dawano do zrozumienia, że wejście w szeregi tej partii otworzy dla ciebie ogromne perspektywy awansu zawodowego i społecznego z wszystkimi przywilejami przynależnymi partyjnym. Odrzucałeś te propozycje reagując sarkastycznie. Skutki bywały różne, zawsze mało przyjemne. Włącznie z okresem wyrzucenia z pracy i dłuższym jej braku. Byłam wtedy mała, ale pamiętam jak wycinałeś na zlecenie, na „czarno” sterty kartonowych abażurów by w podstawowy sposób zabezpieczyć byt rodzinie. Jednak po pewnym czasie , twa wiedza pozwoliła powrócić ci do pracy zawodowej. Bezpośredni pracodawcy, znając twe umiejętności często chcieli cię zatrudnić, ale nie decydowali sami. Odgórne naciski nie zawsze na to pozwalały. Szybko pojęłam, że w życiu zawodowym należy zadbać o wysoki poziom wiedzy, a w konsekwencji efektywną pracę. I znajdą się tacy, którzy ten fakt docenią.

Dorastając coraz więcej rozumiałam co znaczy patriotyzm. Słowa dla jednych puste, dla innych jak sezam otwierające tajemnice wszelkich poczynań w obronie Ojczyzny i stawiające Jej dobro ponad wszelkie inne włącznie z rodziną - „bo tak trzeba dla Polski”. Wielu tak pojmując przepłaciło to życiem. Rozumiałam jak ważne są przekazy o historii Narodu. Jak znajomość jej spaja Naród, a także jakie są konsekwencje fałszowania historii na użytek aktualnie dzierżących władzę. Wsiąkałam w spotkania, rozmowy, przekazy tych, którzy przetrwali. Coraz bardziej ceniłam ich opowieści o małych zdarzeniach, które składały się na całą , spójną opowieść historyczną.

Przyjaźń

Dowiedziałam się także o jednej z wielkich wartości w życiu człowieka jaka jest przyjaźń. Ona często stanowiła o losach ludzi. Prawdziwa – niosła szczerość, zaufanie, niejednokrotnie powierzanie własnego życia bliskiemu druhowi, sanitariuszce, cywilnym rodzinom ochraniającym i chowającym w swych domach rannych.Przyjażń potrzebuje czasu i sytuacji niecodziennych, które wystawiając ją na próbę albo umacniają albo zamykają. To wartość, która nabiera wagi w czasie. Sprawia, że przyjaciele stają się braćmi, druhami, że powierzają nawzajem sobie swe uczucia, przeżycia a w ekstremalnych sytuacjach – życie. Przyjażni nie można zmierzyć, ale bywa wielkiej wartości. Jeśli prawdziwa – przetrwa wszelkie niebezpieczeństwa . Takie więzi powstały w waszej rzeczywistości partyzanckiej, kiedy wspólna walka z wrogami oznaczała liczenie także na tego, który stąpał obok.Oznaczała także bezbrzeżne zaufanie do dowódcy. Takim cieszyli się między innymi Kmicic, Łupaszko i Max /Antoni Rymsza/. Dowódcy, których osobowość daleko wykraczała poza umiejętności wojskowe. Byli wam opoką w każdej sytuacji w leśnej głuszy. Wpisani w twoją przyjazń, oddanie i zaufanie, tato , stali się mnie równie bliscy. Kochałam ich jak wielką rodzinę.


Biuletyn, w którym opublikowano nagrodzone prace

I kiedy po latach, po wielu latach wprzęgnięta w cały ten skomplikowany system relacji z całym bagażem i barwą przynależną im odkryłam, że ktoś oferował fałszywą przyjażń – to zabolało bardzo mocno. Zdrada. Fałsz. Podstęp. Przeważyły na szali przyjażni. Takim zdrajcą okazał się jeden z dowódców będący na usługach najpierw NKWD a potem UB. Wspomniałam już o tym. Jeden z pośród tych, którzy jako pierwsi odnalezli cię tato po wojnie. To był Ronin. Pamiętam go doskonale. Pięknie śpiewał, grał na gitarze. Zmarł w 1965r. przedtem namawiając cię na początku lat 60-tych na wyjazd na Wileńszczyznę. Obawiałeś się tej podróży. Docierały do ciebie wieści, że szukali cię tam i wypytywali miejscowych. Nie pojechałeś, choć serce wyrywało się.

Ocaliła cię intuicja? Dziś wiemy, że w 62r. tajny współpracownik UB o pseudonimie „Gumka” (Longin Wojciechowski „Ronin” , były dowódca 4 brygady „Narocz" z Okręgu Wileńskiego) został wyprawiony na Wileńszczyznę w celu wyłuskania osób związanych z konspiracją wileńską. (Na podstawie dok. IPN Pamięć i Sprawiedliwość 1 /7/ 2005). Tę wiadomość przechorowałam. To był cios. Dzisiaj wiem, ze największą wartością w każdy czas jest inny człowiek. W całej swej gamie i barwie człowieczeństwa. Jednak takiego, które nie krzywdzi drugiego swymi poczynaniami. I dzisiaj już wiem, że najważniejszą dla mnie wartością jest gromadzenie wokół siebie ludzi. Jednak nie ilość jest ważna, ale jakość. A wtedy można razem „przenosić góry”.

Anna Stabrowska